Marii została tylko obszerna dokumentacja sprawy zaginięcia Jacka Malinowskiego i poszukiwanie w niej tego, czego poprzednicy nie znaleźli. Luk i braków. | „Zapadlina” Robert Małecki
Zawsze miałam słabość do książek, w których występuje wątek związany z odgrzebywaniem starych, spoczywających gdzieś na dnie archiwalnych pudeł, dawno zapomnianych spraw kryminalnych. Dlatego hasło ARCHIUWUM X, które pojawiło się przy zapowiedzi „Wiatrołomów”, zelektryzowało mnie tak mocno, że gdy tylko książka stała się ogólnie dostępna, natychmiast sięgnęłam po audiobook. Tak poznałam Marię Herman i Olgierda Borewicza. Śledczy duet, specjalizujący się w dochodzeniu do prawdy po wielu latach oraz prowadzący trudne i niejednokrotnie skomplikowane śledztwa. Obserwując ich życie osobiste i wspólną pracę na kartach każdej części serii, wysnułam wniosek, że tworzą tak ekstremalnie niedoskonały duet, że aż idealny! Serio, nie znam drugiej takiej pary policjantów!
Sprawy, które trafiają na biurko policjantów z Archiwum X, z reguły lądują tam z powodu: pojawienia się dotąd nieznanych tropów, nowych świadków, a czasami ze względu na potrzebę zmiany zaprotokołowanych zeznań. Zasadniczo, nigdy nie są to sytuacje, w których kluczowy jest czas i trzeba się spieszyć ze zbieraniem materiału dowodowego czy z przesłuchiwaniem kogokolwiek. Ot, pojawił się jakiś szczegół, który warto sprawdzić z tego, czy innego powodu, a nuż coś pozwoli na zmianę kwalifikacji sprawy na rozwiązaną. W „Zapadlinie” wszystko zaczyna się od zmiany zeznań, jednego ze świadków w nierozwiązanej sprawie zaginięcia Jacka Malinowskiego. Maria Herman sięga do dokumentacji, sporządzonej podczas prowadzonego dawno temu śledztwa, analizując ją tak wnikliwie, że poszczególne fragmenty potrafiłaby chyba zacytować z pamięci, o każdej porze dnia i nocy… Skrupulatnie przepytuje Mieczysława Kołczyńskiego, w tym momencie schorowanego starszego pana, który przed śmiercią chce podzielić się z policją pewną wątpliwością na temat sprawy zaginięcia osiemnastolatka.
Herman, angażując wszystkie trybiki swojego mocno analitycznego umysłu, uważnie rozmawia ze świadkiem. Zadaje przemyślane pytania, słucha odpowiedzi i stara się je konfrontować z wiedzą, jaką wyniosła z lektury akt sprawy. Od początku nie daje jej spokoju jedna myśl, dlaczego zmiana zeznań następuje właśnie teraz… Czy chodzi tylko o zyskanie czystości sumienia, przed zbliżającą się śmiercią? A może jest coś jeszcze? Policjantka nie spocznie, póki nie dowie się prawdy. A musicie wiedzieć, że w dochodzeniu do niej jest niesłychanie skuteczna.
Maria Herman – osoba uzależniona od hazardu, choć od kilku lat jest „czysta”. Kobieta ma pełną świadomość tego, że z tej choroby się nie wychodzi, ale mocno trzyma ją w ryzach i nie pozwoli, by znów przejęła kontrolę nad życiem.
„Dziś nie zagrałam” Maria Herman wypowiedziała te słowa w myślach tuż przed tym, jak zgasiła nocną lampkę. Powtarzała to zdanie każdego wieczoru niczym mantrę, jak osobistą modlitwę i dziękczynienie za to, że wciąż panuje nad nałogiem.
Stare życie, z czasów zanim podjęła leczenie, zostawiło jej w spadku masę niespłaconych długów oraz problemów, które każdego dnia wloką się za nią niczym cień. W kontekście swojego uzależnienia bohaterka wypada bardzo wiarygodnie i muszę podkreślić, że jej rys psychologiczny w każdym tomie serii jest bardzo spójny i konsekwentny. Ma za sobą dość skomplikowaną relację z nieżyjącymi już rodzicami: z ojcem, którego kochała najmocniej na świecie oraz z matką, od której nigdy nie otrzymała niczego poza chłodem i dystansem. Maria nigdy nie zawracała sobie głowy wyglądem, a kosmetyki czy wyszukane ciuchy są jej zupełnie obce, choć ostatnio pofarbowała posiwiałe włosy, czym zaskoczyła samego Borewicza. Obecnie („Zapadlina”) mieszka z partnerem w domu po rodzicach, choć dla potrzeby prowadzenia nowej sprawy, więcej przebywa poza domem niż w nim. Zawodowo, najlepsza z najlepszych śledczych, całkowicie oddana pracy i wszystkiemu, co z nią związane. Herman nie boi się stawiać niewygodnych pytań, a w przypadku wykrycia nieścisłości w starym śledztwie, potrafi celować w samo sedno problemu. Ona wyraźnie widzi, kiedy kawałki śledczej układanki do siebie nie pasują, bo ktoś mówi tylko połowę prawdy lub znikomą jej część. Wtedy drąży, kluczy po śladach faktów i ich się trzyma.
O sumieniu może pan sobie porozmawiać z księdzem. Mnie interesują fakty.
Bywa, że niespodziewanie zmienia się perspektywa, a nawet optyka badanych wydarzeń. Maria, jak nikt inny, potrafi to wykorzystać: spojrzeć pod właściwym kątem, z odpowiedniej strony, nabrać ostrości przy analizie wydarzeń i finalnie wyciągnąć kluczowe dla śledztwa wnioski. Tak, ona to wszystko potrafi! Nawet pomimo faktu, że jej prywatne problemy są bardziej pokręcone, niż świderki w pomidorowej na obiad. Metodyczność działania to jej niezawodny sposób na każde śledztwo! Przypuszczam, że gdyby zobaczyć całą dokumentację, z której korzystała Herman po zakończeniu sprawy, wyglądałaby jak książka z biblioteki, która przeszła przez ręce setek czytelników. Potrafi być butna i absolutnie nie daje się traktować gorzej tylko dlatego, że jest kobietą w policji, komisarzem z niemałymi sukcesami na koncie. Niejeden świadek przekonał się, że bohaterkę należy traktować bardzo poważnie i zwyczajnie nie opłaca się nie docenić jej zdolności analitycznych. Maria Herman to śledcza, która nie waha się nawet przed wyzwaniem odnalezienia ducha, człowieka, który jest kluczem do rozwiązania sprawy, ale oprócz przypuszczenia, że istnieje, nic o nim nie wiadomo.
Olgierd Borewicz, nazywany również „Zero Siedem”, przebywa teraz („Zapadlina”) na zwolnieniu lekarskim i teoretycznie nie powinien brać udziału w policyjnym dochodzeniu. Jednak za sprawą osobistego śledztwa, prowadzonego głównie dla dobra własnego, dość szemranego interesu, chce pomóc Marii i jednocześnie ugrać coś dla siebie. Szczerz mówiąc, gdy myślę o Borewiczu, mam ochotę przewrócić oczami. Serio! Z pozoru ustatkowany mąż i ojciec, ale pod tą zewnętrzną fasadą kryje się seksoholik, mocno tkwiący w bagnie uzależnienia. O ile Maria panuje nad swoją chorobą i naprawdę bardzo się stara utrzymać ten stan, o tyle Olgierd zupełnie nie dostrzega u siebie problemu.
Czerpanie przyjemności z życia to nagroda za wszystkie te kłody pod nogi, które rzuca nam los.
Muszę tu jednak podkreślić, że jego stosunek do Marii jest zupełnie aseksualny, są partnerami w pracy i tyle, choć zupełnie inaczej widzi to Kinga – chorobliwie zazdrosna żona. Ona z kolei, nie ma pojęcia o prowadzonym na boku nieprzyzwoitym interesie męża. O wszystkie problemy w małżeństwie obwinia pracę w policji i samą Herman. Oczywiście przy mocnym dopingu mamusi, która od początku była przeciwniczką małżeństwa córki z Borewiczem. Tak, prywatne życie Olgierda to też mocno pokręcone świderki, tyle że wykręcone w trochę inną stronę. Jednak jako śledczy tworzy z Herman naprawdę skuteczny duet, bo w gruncie rzeczy pracują razem od lat. Znają się jak łyse konie, a jeżeli chodzi o prowadzone sprawy, to są chwile, w których nawet myślą tak samo, o umiejętności porozumiewania się bez słów nie wspominając! Może właśnie w tym tkwi sekret skuteczności tego duetu, we wspólnym autouzupełnianiu się. Ponadto, czytelnik od początku serii wyraźnie dostrzega ich troskę o siebie nawzajem, taką szczerą i przyjacielską. Olgierd bardzo kibicuje Marii w jej walce z chorobą, z kolei ona wykorzystuje każdą okazję, by mu uświadomić jego własny problem. On sam jeszcze nie czuje, że coraz bardziej zapada się we własnym uzależnieniu. A może jeszcze nie sięgnął dna, z którym Maria zderzyła się kilka lat temu?
„Wiatrołomy”, „Urwisko” i „Zapadlina” to dość obszerne powieści kryminalne, ale jednocześnie są to historie, które pochłania się błyskawicznie. Założę się, że niejeden czytelnik zarwał dla którejś z nich noc i zupełnie mnie to nie dziwi. Osobiście uważam, że Robert Małecki jest mistrzem dialogów, które nie tylko są konwersacją między postaciami w książce – one tworzą cały ten wyjątkowy, mroczny klimat powieści. Oczywiście, nie brakuje również wnikliwych i jednocześnie bardzo plastycznych opisów, zwłaszcza tej charakterystycznej dla Autora szczegółowości. Czytałam o konkretnych miejscach, osobach, wydarzeniach i czułam, że tam jestem! Rys psychologiczny postaci jest również znakomity. Zarówno prowadzone śledztwo, jak i to pokręcone życie prywatne Marii i Olgierda mocno przykuwa uwagę czytelnika do fabuły. Nie sposób oderwać od niej oczu, gdy istnieje, choć niewielkie prawdopodobieństwo, że za chwilę kolejny element śledczej układanki wskoczy na swoje miejsce…
Każdą część serii można czytać osobno, bo wątki śledcze nie są ze sobą powiązane i zawsze chodzi o nową, zupełnie inną sprawę kryminalną. Jednak wątek obyczajowy ma swoją ciągłość od „Wiatrołomów”, przez „Urwisko”, do „Zapadliny”. Dlatego bardziej polecam czytanie książek po kolei, ponieważ zyskuje się wtedy szerszy i wyraźniejszy obraz motywów działań policjantów, ich wspólnej relacji oraz życia prywatnego. Aczkolwiek, jakbyście nie czytali, zgodnie z kolejnością lub nie, przygotujcie się na naprawdę mocne, zapadające w pamięć wrażenia. Ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o fabule, to to, że jest nierealna, a o bohaterach, że są niewiarygodni.
Wydawnicze szczegóły książki:
| autora: ROBERT MAŁECKI
| cykl: MARIA HERMAN
| tytuły: WIATROŁOMY, URWISKO, ZAPADLINA
| premiera: 10.04.2024
| wydawnictwo: LITERACKIE
| gatunek: KRYMINAŁ
______
*Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem. [REKLAMA]
Podziel się wpisem ze znajomymi!
O AUTORCE: