"Wchodzi koń do baru" Dawid Grosman

Nie lekka, nie łatwa, nie przyjemna lecz emocjonująca, poruszająca i z pewnością niesamowita. Tak pokrótce można opisać tytułową książkę. Nie jest to publikacja, której czytanie odbywa się błyskawicznie. To lektura, w której każdy akapit skłania do myślenia.

Od pierwszych przeczytanych stron czułam się jak jedna z osób na widowni. Doskonale widziałam spektakl oraz towarzyszące mu wydarzenia. Dowale Gee czyli główny bohater a zarazem komik, totalnie zaskakuje widzów. Zamiast oczekiwanego, pełnego śmiechu i dowcipów widowiska, serwuje wszystkim pewną, nieoczekiwaną historię. Niekiedy dosłownie rozrywkową, innym razem aż krzyczącą z bólu, a w jeszcze innym momencie wprawiającą wszystkich w konsternację.

Doskonale można wyczuć wielopłaszczyznowe przesłanie autora w kierunku czytelnika. Złożoność fabuły, przeplatanie się teraźniejszości z przeszłością oraz cały koktajl serwowanych emocji, nie pozwala oderwać się od lektury.
Nie trudno sobie wyobrazić owego groteskowego widowiska. Tym bardziej, że głównym narratorem jest stary przyjaciel głównego bohatera. Przyjaciel, który został zaproszony na przedstawienie po tym, jak wiele lat temu urwał się między mężczyznami kontakt. Dochodzi również do kilku nieplanowanych konwersacji, pewnego buntu wśród widowni oraz jej nieprzewidzianej reakcji.

Mistrzowski pokaz dezintegracji osobowości podsyca pytania dotyczące celu komika. Co chce osiągnąć, odbiegając zupełnie od swojej roli? Dlaczego ludzie dają się wciągnąć do tego piekła? Czy po tylu latach, wykrzyczane opowieści z dzieciństwa Dowalea przyniosą mu ulgę na starość? A może szuka usprawiedliwienia dla swojego nazbyt niepoukładanego życia prywatnego? Każdy czytelnik interpretuje odpowiedzi na swój własny sposób…