UWAGA SPOJLERY! Poniższy tekst zawiera informacje, ujawniające niektóre fakty na temat głównych bohaterek.
Większość rzeczy, które zasadniczo wpływają na naszą historię, dzieje się poza kontrolą. Zawsze powinniśmy dokonywać wyborów tam, gdzie to możliwe. Życie jest zbyt krótkie… | „Davenportowie” Krystal Marquis
Olivia i Helen Davenportówny to czarnoskóre przedstawicielki chicagowskiej arystokracji. Ich ojciec, były niewolnik, wiele lat temu założył firmę (Pojazdy Davenporta) i dorobił się na niej sporego majątku. Odniósł sukces w branży, jednocześnie zyskując uznanie oraz szacunek wyższych sfer. Wspólnie z żoną, zaplanowali świetlaną przyszłość córkom, trzymając je z dala od cierpień i upokorzeń, jakich sami doświadczyli w młodości. Plan rodziców jest bardzo prosty: znaleźć pannom męża, który spełniałby ich oczekiwania bo jako doświadczone przez życie osoby, najlepiej wiedzą, co przyniesie dzieciom szczęście. A to, co myślą o kandydatach ich przyszłe żony jest kwestią, nad którą pochylą się po fakcie, wszak będzie na to jeszcze sporo czasu. Jednak czy Davenportówny tak łatwo dadzą się przestawić z rodzinnego domku do małżeńskiej posiadłości?
Olivia – starsza z sióstr, debiut w towarzystwie rozpoczęła ubiegłej wiosny. Należy do dam, które zawsze wiedzą jak się zachować. Idealna kandydatka na panią domu, która opanowała wymagania społeczne na najwyższym poziomie – potrafi błyszczeć w towarzystwie, prowadzić niezobowiązującą rozmowę, brylować wśród gości, wirować po parkiecie. Na przyjęciach czuje się jak ryba w wodzie, nie miałaby żadnego problemu z zorganizowaniem takiego wydarzenia w domu przyszłego męża i oczywiście uwielbia się stroić.
Olivia wydawała się idealną kandydatką na osobę, która przyniesie ogrom dumy rodzicom – spełni ich wszystkie oczekiwania, a nawet dorzuci coś od siebie, by wręcz rozpływali się w zachwycie. Śmiem nawet stwierdzić, że zachłysnęła się byciem idealnie przygotowaną panną na wydaniu i może nawet w tym stanie, bez większego oporu dałaby się przestawić z domku, do domku, czyli wcielić w rolę żony wybranego przez rodziców kandydata. ALE! Pewnego dnia, natknęła się na intrygującego dżentelmena. Pełnego pasji prawnika, który zaczął jej zadawać niewygodne pytania, prowokował do rozmyślań, rozgrzewał jej umysł własnymi ideami i celami, zmuszał do intelektualnego rozwoju. Jego świat wyglądał zupełnie inaczej, niż ten który znała Oliwia.
Z jej perfekcyjnej bańki przygotowań do zamążpójścia zaczęło uchodzić powietrze, bo dlaczego miałaby postępować w zgodzie z czyimiś oczekiwaniami, ignorując własne pasje i potrzeby. W imię czego miałaby to robić? Wygód, majątku, uznania w towarzystwie, aprobaty rodziców? Przecież nikt nie przeżyje za nią życia, a wybory, których dokona będą miały bezpośredni wpływ na jej przyszłość. W gruncie rzeczy tylko od niej zależy, czy podąży za celem, który nada jej życiu sens, z miłością u boku i głową pełną planów, czy niczym lalka, da się przestawić do domku, wskazanego przez rodziców męża, będzie panią od przyjęć, strojów oraz niezobowiązujących pogawędek…
Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby nie ta głęboko zakorzeniona wdzięczność wobec rodziców. Ich zdanie jest dla Olivii bardzo ważne. Choć rozumie, dlaczego nie opowiadają o własnej przeszłości, pełnej cierpienia oraz upokorzeń, nie chce być trzymana z dala od problemów, które dręczą czarnoskórą społeczność. To powinny być również jej problemy i nie zamierza się kryć za uprzywilejowaną pozycją rodziny.
Helen – stoi właśnie u progu dorosłości, a jej debiut w towarzystwie zbliża się wielkimi krokami. O ile starsza siostra jest uosobieniem perfekcyjnej kandydatki na przyszłą żonę, o tyle ona nie dysponuje żadną z pożądanych cech. Owszem, ma w sobie urok pięknej młodej damy, ale na tym kończy się jej „przygotowanie” do zamążpójścia. Bohaterka uwielbia samochody i wszystko co związane z jakimikolwiek pojazdami. Potrafi godzinami przesiadywać w rodzinnym warsztacie, ubrana jedynie w roboczy strój brata, przyglądać się budowie silnika i obstawiać przyczyny potencjalnych usterek. Ostatnią rzeczą, o jakiej myśli Helen to zamążpójście i jej stanowisko w tej kwestii jest tak jednoznaczne, jak to, że 2 +2 = 4. Nienawidzi być przekonywana do zmiany zdania ani zmuszana do opanowania nawet podstawowych zasad etykiety. Mówi o sobie, że woli używać mózgu do bardziej skomplikowanych czynności, niż planowanie obiadów i wybieranie porcelany. Panna Davenport stara się unikać radaru rodziców, zwłaszcza gdy ten jest nastawiony na zamążpójście, i zawsze kieruje ich uwagę na starszą siostrę – perfekcyjnie przygotowany materiał na żonę. Niestety, rodzice nie zapomnieli o jej istnieniu, a gdy przyszła odpowiednia pora nawet zorganizowani posiłki! Zatrudnili panią Milford, która miała za zadanie wpoić Helen odpowiednie maniery, a konieczność przystosowania córki do wymagań społecznych stała się ich priorytetem. Niepokorna bohaterka, zawsze skutecznie odstraszała potencjalnych kandydatów na męża, więc postanowili nieco utemperować ten wyjątkowo ostry charakterek. Helen prawie nikomu nie ufa, a z uwagi na niecodzienne zainteresowania, miała trudności z nawiązaniem bliskich relacji z rówieśnikami. Jedynie ze starszym bratem mogła szczerze porozmawiać, opowiadać mu o swoich troskach i problemach, obydwoje pasjonowali się motoryzacją i byli bardzo ze sobą zżyci.
Bohaterka zdawała sobie sprawę z tego, że jej potajemne wyprawy do warsztatu, zarywane noce na rzecz naprawy pojazdów, ślady smaru na ubraniach i dłonie nigdy niedoprowadzane do idealnego stanu, mogą wywołać u rodziców wielkie rozczarowanie. Jednocześnie czuła wściekłość na myśl, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła poświęcić się pracy, która ją naprawdę interesuje, sprawia ogromną radości i satysfakcję. Nic nie irytowało Davenportówny tak bardzo, jak cudze pomysły na gospodarowanie jej czasem. Helen z pewnością nie dałaby się wcielić w rolę bezwolnej lalki, gotowej na przestawienie z rodzinnego domku, do posiadłości potencjalnego męża. Stanowczo mogę stwierdzić, że byłaby zdolna uciec się do naprawdę radykalnych działań, by uniknąć niechcianego małżeństwa. Ba! O swoich planach z rozmysłem nie poinformowałaby nawet rodziców. Nie wahałaby się ani przez moment, gdyby miała przed sobą wizję przeistoczenia się w panią domu, gotową na przyjęcia, stroje, puste pogawędki i, o zgrozo, haft czy muzykę. Davenportówna zawsze uważała, że żywienie jakiegokolwiek głębszego uczucia do mężczyzny nie jest jej pisane. Zdecydowanie bardziej wolała skupiać uwagę na budowie automobili i ich naprawie. Ale życie potrafi zaskakiwać, zwłaszcza tych największych niedowiarków. Pewnego dnia, bohaterka poznała mężczyznę, który nie widział nic niestosownego w jej zainteresowaniach. Wręcz przeciwnie! Podzielał zapał do pojazdów mechanicznych, potrafił o nich dyskutować, a nawet miał poczucie humoru, którym potrafił pozytywnie zaskoczyć. Niestety, choć los pokazał Helen, że może się mylić, w kwestii nieistniejącego dla niej odpowiedniego kandydata na męża, to dżentelmen, którego obdarzyła uczuciem miał już pewne zobowiązania, wobec innej damy…
Początek XX wieku rządził się własnymi prawami. Towarzyskie konwenanse były bardzo jasno określone i rygorystycznie przestrzegane. Młode kobiety, a zwłaszcza te debiutujące w towarzystwie miały jasno sprecyzowany cel – znaleźć odpowiedniego męża. Tylko dla kogo ten mąż miał być odpowiedni: dla rodziców czy dla nich samych? To były czasy, w których prawdziwe uczucie nie miało większego znaczenia. Liczył się rachunek minimalizowania rodzicielskich obaw i maksymalizowania majątkowych zysków, ale panny Davenport trudno zaliczyć do grona bezwolnych lalek, gotowych na funkcję gospodyni w posiadłości przyszłego męża. Olivia wydawała się dobrze ukształtowanym materiałem na przejęcie wspomnianej roli, ale wystarczyło jedno przypadkowe spotkanie, by wątpliwości rozbiły ten idealny twór. Helen od początku podkreślała, że ma jasno sprecyzowane plany na przyszłość i nie ma w nich miejsca na męża, zwłaszcza tego wybranego przez rodziców.
Skupiłam się na Olivii i Helen, ale w książce znajdziecie losy kolejnych dwóch bohaterek (Ruby oraz Amy-Rose), blisko związanych z rodziną Davenportów. Akcja powieści toczy się w Chicago, w 1910 roku, ale pomimo jasno obowiązujących i konsekwentnie przestrzeganych w tych czasach norm społecznych, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich, autorka dość luźno podeszła do tego tematu. Książkę określiłabym jako romantyczną literaturę młodzieżową i skierowała na nią uwagę grupy odbiorców, którzy lubią tego typu tematykę.
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: KRYSTAL MARQUIS
| przekład: ZUZANNA BYCZEK
| tytuł: DAVENPORTOWIE
| wydawnictwo: JAGUAR
| premiera: 10.01.2024
| liczba stron: 400
| format: 135×210
| gatunek: LITERATURA MŁODZIEŻOWA, WIEK 14+
______
*Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem. [REKLAMA]
Podziel się wpisem ze znajomymi!
O AUTORCE: