W bardzo wielu sprawach bywali irytująco minimalistyczni, niezdecydowani i kunktatorscy. Nie stanowili typu władców skorych do ryzyka i snujących wielkie, wymagające ciężkiej pracy i wyrzeczeń plany, a jeżeli już, to zwykle brakowało im cierpliwości i konsekwencji, aby je zrealizować. | „Jagiellonowie. Złoto i rdza” Sławomir Leśniewski
Historia – przedmiot w szkole, którego szczerze nie cierpiałam. W podstawówce było jeszcze w miarę znośnie, ale z każdą kolejną klasą liceum, moja niechęć do historii stawała się coraz większa. I nawet nie chodziło o ten permanentny przymus poznawania ważnych dat, bo z cyferkami zawsze dobrze rezonowałam i nie miałam najmniejszego problemu z ich zapamiętywaniem. Mój problem tkwił w formie, w jakiej ów przedmiot był nauczany, a mówiąc precyzyjniej – w wymagającym, ale nie umiejącym przekazać wiedzy nauczycielu.
Kilka lat temu w moje ręce trafiła książka Sławomira Leśniewskiego „Drapieżny ród Piastów”. Jeżeli zapytacie, jak to się stało, skoro mocno stroniłam od tematyki historycznej, to odpowiem, że skłoniła mnie do tego zwykła czytelnicza ciekawość. Zaintrygował mnie sam tytuł, a to uczucie tylko pogłębił opis książki. Nie zawiodłam się, bo przeczytałam książkę w ekspresowym tempie i z malującym się na twarzy niedowierzaniem. Dlatego, gdy dowiedziałam się o kolejnej książce Autora, tym razem opisującej rządy Jagiellonów, nie potrzebowałam żadnej zachęty, by po nią sięgnąć. Było wręcz oczywiste, że MUSZĘ ją przeczytać. Tym bardziej że rządy tej dynastii w Polsce są opisywane z dystansem i niezwykłym obiektywizmem, uwzględniając nie tylko dokonania bohaterów, ale również ich wady i przywary.
Wiem, że łatwo się punktuje złe decyzje, nietrafione wybory lub niejasny brak reakcji, znając historię i bieg wydarzeń w kolejnych latach. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że okres panowania Jagiellonów w Polsce, był czasem konsekwentnego ignorowania nawarstwiających się problemów i zmarnowanych szans.
Jagiellonowie nie potrafili wytworzyć wysokiej kultury politycznej ani zmusić się do solidarności w rządzeniu krajem na miarę Piastów. Zbyt łatwo zaprzepaścili dobrą koniunkturę międzynarodową, umożliwiającą jego wewnętrzne uporządkowanie i zlikwidowanie, chociażby państwa krzyżackiego jako takiego, a potem księstwa pruskiego.
A teraz wyobraźcie sobie Europę, bez Księstwa Pruskiego. Intrygujący obraz, prawda? Jak bardzo mogłyby się zmienić losy naszego kraju, gdyby jego ówcześni włodarze nie kierowali się dewizą, że „jakoś to będzie”. Gdyby konsekwentnie korzystali z szans, które napotykali w czasie swojego panowania. Najbliższy miana wielkiego wodza, był niewątpliwie Jagiełło. Na tytuł wybitnego monarchy zasłużył również Kazimierz IV Jagiellończyk. A co z pozostałymi? Cóż… Jan Olbracht, Aleksander oraz Zygmunt II August (ostatni z dynastii) lubili dobrze zjeść i się zabawić – do tych przyziemnych przyjemności sprowadzało się ich życie, co niewątpliwie przyczyniło się do rychłej śmierci oraz braku potomka. Natomiast Władysław III Wareńczyk śmiało mógłby stać się symbolem głupoty w najczystszej postaci.
Nie sposób przymknąć oczy na jego niehonorowe, budzące głęboki niesmak zachowanie. Poza wszystkim – również niewyobrażalnie głupie. Władał dwoma królestwami, miał przed sobą wielkie plany i nie mniejsze perspektywy, a odszedł niczym bezrozumny i lekkomyślny nicpoń proszący się o kłopoty i zatłuczony w ulicznej bójce.
Nawiasem mówiąc, Władysław III Wareńczyk jest jedynym polskim władcą bez grobu. Był ukoronowanym chłopcem, który nie zdążył dorosnąć i stać się mężczyzną. Stanowił idealny materiał do manipulacji i bycia bezwolną marionetką, mamioną i okłamywaną przez otoczenie, chwytający bez umiaru oferowane przez życie przyjemności. Po jego śmierci, polski tron przypadł młodszemu bratu, Kazimierzowi.
Przyszły ojciec czterech królów i zarazem jeden z najwybitniejszych władców w jej historii.
Gdyby każdy jego syn miał choć ułamek mądrości, uporu i tej wyjątkowej zdolności manipulowania ludźmi, Jagiellonowie trzęśliby polskim tronem wiele wieków dłużej niż w rzeczywistości. Kazimierz poślubił Elżbietę Rakuszankę, nazwaną „matką królów”, ponieważ urodziła trzynaścioro (!!!) dzieci, w tym sześciu synów. Związek królewskiej pary należał do bardzo udanych i szczęśliwych, a niezwykle intrygujący jest pewien fakt:
Gromada dzieci i ich liczne związki małżeńskie sprawiły, głównie dzięki dobrze wydanym za mąż córkom, że krew Jagiellonów – co po wnikliwych badaniach stwierdził z pełnym przekonaniem, wybitny dwudziestowieczny genealog i heraldyk Włodzimierz Dworzaczek – płynie w żyłach wszystkich władających aktualnie monarchów europejskich.
Wyobrażacie to sobie? Każda ze współczesnych monarchii, za sprawą Kazimierza i Elżbiety, jest w pewnym stopniu spokrewniona z Jagiellonami! Ponadto ich córka Jadwiga, została żoną księcia Jerzego Bogatego z rodu Wittelsbachów. Gdy pojawiła się w rodowej siedzibie męża (Landshut) w pozłacanej karocy zaprzężonej w osiem koni, jej wjazd zrobił ogromne wrażenie. A od 1903 roku do dzisiaj, podczas dorocznego festynu, owo wydarzenie jest odtwarzane przez mieszkańców, co niewątpliwie stanowi atrakcję turystyczną. Dobrze, że nie powiela się samej uczty weselnej, bo uczestniczyło w niej aż dziesięć tysięcy osób (!). Choć pewnie branża turystyczna w Landshut nie miałaby nic przeciwko. Niestety, bajkowy ślub Jadwigi i piękne wesele nie były wstępem do równie wspaniałego życia. Wręcz przeciwnie, było ono zaprzeczeniem wszelkiej szczęśliwości i udanego związku.
Jagiellonowie byli prawdziwymi romantykami! Począwszy od Jagiełły, przez wspomnianego wcześniej Kazimierza, aż do Zygmunta Augusta. Pierwszy Jagiellon wręcz oszalał na punkcie Elżbiety Granowskiej – największej miłości swojego życia. Kobiety, która nie należała do najmłodszych. Mało tego, była potrójną wdową z czworgiem dzieci. Zaledwie szesnaście miesięcy po śmierci poprzedniej żony, ogłosił chęć poślubienia Elżbiety i był totalnie głuchy na jakiekolwiek tłumaczenia i sprzeciwy. Dopiął swego i poślubił ukochaną, pomimo ogólnego zniesmaczenia społeczeństwa, jęków niezadowolenia i głosów żądających unieważnienia małżeństwa. Niestety, Elżbieta chorowała na gruźlicę i ich związek trwał zaledwie trzy lata. Śmierć ukochanej przyniosła Jagielle nie tylko rozpacz, bo nie mógł jej towarzyszyć w ostatnich chwilach życia, ale także ogrom cierpienia, wynikający z niechęci otoczenia do królowej. Najbardziej bolał go fakt, że odejście władczyni spowodowało u wielu osób radość, a w czasie pogrzebu urządzono większą owację niż podczas koronacji…
Równie mocno oszalał z miłości Zygmunt August. Wybranką jego serca była Barbara Radziwiłłówna. Kobieta, która przysłoniła mu cały świat. Król zrobił wszystko, by decyzja o jej poślubieniu stała się faktem. Zaciekłą przeciwniczką tego związku była Bona, matka króla, której przypisywano udział w pogarszającym się stanie zdrowia Barbary, a w konsekwencji w jej śmierci. Czy faktycznie doszło do otrucia? Badanie jej szczątków i opublikowane w 1935 roku wyniki, wykazały „chorobę kobiecą” jako przyczynę zgonu, więc teoria, jakoby Bona mogła mieć z tym coś wspólnego, została słusznie podważona. Radziwiłłówna została pochowana w Wilnie. Nie chciała spocząć w Krakowie, w miejscu, w którym spotkało ją tyle przykrości i niechęci.
Zygmunt August po jej śmierci jakby stracił poczucie czasu i rzeczywistości. Chociaż pogodził się z bolesnym faktem i przyjął go jako wolę Bożą, całymi dniami i nocami trwał w rozpaczy przy jej trumnie. Już do śmierci bardzo rzadko miał zdejmować z siebie czarny ubiór przywdziany zaraz po zgodnie ukochanej, a na jego twarzy niemal zawsze gościł smutek.
Rządy Jagiellonów to z jednej strony czas zmarnowanych szans, które mogłyby się odbić naprawdę szerokim echem w późniejszych dziejach Polski i Europy. Z drugiej jednak monarchowie potrafili zachować niebywałą wstrzemięźliwość, wobec dziejących się wokół, bardzo burzliwych wydarzeń. Trzeba pamiętać, że czas panowania dynastii przypadał na okres gwałtownych napięć i burz religijnych, które miały miejsce w Europie w XV i XVI wieku. Może wynikało to z faktu, że prawie wszyscy koronowani Jagiellonowie nie lubili debatować o drażliwych kwestiach i zwykle odkładali odpowiedź na bliżej niesprecyzowane później. Ogólnie rzecz biorąc, styl ich panowania można zamknąć w słowach „jakoś to będzie”, co miało te złe i dobre strony. Niestety, takie podejście bardzo sprzyjało nawarstwianiu się problemów, kumulacji liczby wrogów, tylko czyhających, by zagarnąć dla siebie kawałek cudzej ziemi.
To ni mniej, ni więcej, tylko syntetyczny opis państwa kolosa o glinianych nogach, któremu wcześniej czy później, pod nawałą piętrzących się problemów, musiały one odmówić posłuszeństwa. Tak się stało.
Szczerze przyznaję, rewelacyjnie czytało się tę książkę! „Jagiellonowie”, podobnie jak „Drapieżny ród Piastów”, oprócz serwowania ogromnej dawki historycznej wiedzy, pozwalają zobaczyć pewne wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Obie książki formułują ciekawe pytania, przedstawiają zagadnienia, które nie sposób zignorować, prowokują do szerszej dyskusji, do zastanowienia się, co by było, gdyby… Jeżeli moja lekcja historii w szkole, opierałyby się na takiej właśnie formule, czyli omawianiu konkretnego tematu pod kątem: złych i dobrych wyborów, wykorzystanych i zmarnowanych szans, na wizualizacji przyszłości Polski oraz całej Europy w zależności od obranej ścieżki. Wówczas, lekcje nie tylko byłyby szalenie intrygujące, ale przede wszystkim niebywale twórcze!
Książka „Jagiellonowie. Złoto i rdza” uwidacznia jeszcze jedną ważną rzecz, regularnie wybrzmiewającą między wierszami. Mianowicie, w pewnych kwestiach nic nie zmienia się od wieków.
I pomyśleć, że niemal sześćset lat, które minęły od opisywanych wydarzeń, ani trochę nie powściągnęło apetytów hierarchów kościelnych na zaszczyty i dobra doczesne…
Wydawnicze szczegóły książki:
| autor: SŁAWOMIR LEŚNIEWSKI
| tytuł: JAGIELLONOWIE. ZŁOTO I RDZA
| premiera: 10.04.2024
| wydawnictwo: LITERACKIE
| gatunek: HISTORYCZNE
______
*Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem. [REKLAMA]
Podziel się wpisem ze znajomymi!
O AUTORCE: