dobry.book PODCAST | Cykl „Rozmowy kontrolowane” | Odcinek 3: rozmowa z Izabelą Janiszewską.
Posłuchaj:
W trzecim odcinku cyklu podcastów „Rozmowy kontrolowane” moim gościem jest Izabela Janiszewska.
Izabela Janiszewska: Cześć, tu Iza Janiszewska, autorka „Wrzasku”, „Histerii” i „Amoku” oraz thrillera „Niewybaczalne”. Zapraszam na rozmowę ze mną.
Izo, powiedz czy jest ktoś, kto zainspirował Cię lub bezpośrednio bądź pośrednio przyczynił do stworzenia tak egocentrycznej postaci jak Bruno Wilczyński? Jak wyglądał proces tworzenia jego charakteru, codzienności i relacji z otoczeniem?
Izabela Janiszewska: Komisarz Bruno Wilczyński powstał w oparciu o postać doktora House’a, serialowego ekscentrycznego medyka, który ma dosyć specyficzne metody działania. Jest bardzo nastawiony na siebie i specjalnie nie przejmuje się ani pacjentami, ani innymi ludźmi. Interesuje go głównie zagadka – pacjent i to, co się z nim dzieje. Chciałam, żeby był pod tym względem odrobinę podobny, żeby go też bardziej interesowała zagadka kryminalna niż drugi człowiek. Ale w przypadku komisarza Wilczyńskiego tak naprawdę jest to jedynie maska, bo w rzeczywistości jest to bardzo poraniony, wrażliwy i empatyczny człowiek. Człowiek, który po prostu przeszedł w życiu wiele trudnych historii i w związku z tym, stał się takim, jakim się stał, jakim poznajemy go w pierwszej części trylogii we „Wrzasku”. Natomiast on zmienia się w trakcie trwania całej trylogii i myślę, że na końcu jest już zupełnie innym człowiekiem.
Ta przemiana, która w nim zachodzi jest bardzo intrygująca i widoczna dla czytelnika. A Larysa, pojawiła się równocześnie z Brunonem? A może po nim, albo jeszcze przed?
Izabela Janiszewska: Dziennikarka Larysa Luboń przyszła do mnie w momencie, kiedy pracowałam przy komputerze dosyć długo, był już późny wieczór, byłam zmęczona i właściwie nie chciałam już nic pisać. Byłam jakoś tak zniechęcona i myślałam o tym, żeby w ogóle zrezygnować z pisania tej książki. To było przy „Wrzasku”. Wręcz myślałam o tym, żeby rzucić laptopem o ścianę. Pamiętam, że zamknęłam wtedy oczy i nagle tak jakoś pod powiekami zobaczyłam dziewczynę, taką właśnie w trampkach, w dżinsach i w skórzanej kurtce z plecakiem, która wchodzi do redakcji, siada na podłodze, wyjmuje komputer i zaczyna stukać w klawiaturę. Pomyślałam, OK.– o niej chcę napisać. Larysa pierwsza do mnie przyszła i dopiero później dołączył komisarz Bruno Wilczyński, który miał być trochę takim papierkiem lakmusowym dla Larysy i jej wszystkich życiowych słabości. Myślę, że stał się całkiem niezłym sparingpartnerem także na ringu bokserskim.
No tak Larysa i Bruno są jednocześnie tak różni i tak idealni dla siebie, że aż trudno w to uwierzyć, ale to trzeba przeczytać i przeżyć całą tę relację od początku do końca. Powiedz, czy gdy zaczynałaś pisać „Wrzask”, wiedziałaś jak potoczą się losy bohaterów łącznie z finałem przedstawionym w „Amoku”? Miałaś nakreślony jakiś plan wydarzeń, którego starałaś się trzymać? A może to bohaterowie prowadzili Ciebie, a ich dalsze losy były tylko konsekwencją podejmowanych decyzji i dokonywanych wyborów?
Izabela Janiszewska: Kiedy pisałam „Wrzask”, tak naprawdę wiedziałam, dokąd mnie ta historia zaprowadzi. Czasami używam takiego określenia, że znam swoich bohaterów od urodzenia aż do śmierci, a tak naprawdę nawet jeszcze dłużej, bo znam też historię ich rodziców, wiem skąd pochodzą, co się działo zanim ci moi bohaterowie przyszli na świat. Pisząc trylogię miałam taką wizję, żeby ta cała historia była jakby rozłożona właśnie na trzy części. Nie jest tak, że każda z tych części wyczerpuje tę opowieść, którą ja chciałam przekazać czytelnikom. Mam poczucie, że właśnie dopiero te wszystkie trzy części złączone ze sobą pokazują historię Larysy i Brunona oraz tego, czego oni doświadczają. Ich wewnętrznej przemiany. „Amok” nie byłby możliwy bez „Wrzasku” i bez „Histerii”. To wszystko jest naturalną konsekwencją tego, co się wydarza po kolei. Rzeczywiście, ja wiedziałam dokąd zmierzam, wiedziałam skąd wyruszam i znałam kilka punktów, gdzie przystanę po drodze, natomiast nie miałam takiego nakreślonego planu gdzieś w notesie czy powieszonego na ścianach. Ja piszę bardziej emocjami – wiem, co chcę, by się wydarzyło. Wiem, jakie emocje chcę wywołać i potem dobieram do tego odpowiednie sceny. Niektóre z nich znam już wcześniej, bo one jakoś tam mi się wyświetlają i czuję, że będą to dobre sceny. Niektóre też mi się takimi wydają, a później je wyrzucam, bo okazuje się, że wcale nie są dobre. I tak naprawdę mam poczucie, że jest tak, że w trakcie pisania ta droga się przede mną z każdym krokiem bardziej odsłania. Im dalej idę, tym więcej i wyraźniej widzę, więc wiedziałam, ale nie wszystko i nie na 100%. Pozwoliłam się po prostu poprowadzić tej opowieści i zaufać własnej intuicji.
O tak! Emocje i jeszcze raz emocje, są takie sceny, w których kumuluje się ich naprawdę dużo, gdzie czytelnik wręcz wstrzymuje oddech i zastanawia się, co będzie dalej. Nie rusza się z miejsca i czyta byleby dowiedzieć się, w którą stronę wydarzenia się potoczą. Powiedz Izo, czy zdarzyło się, że przedstawieni w serii bohaterowie, zarówno ci pierwszoplanowymi, jak i drugoplanowi, otrzymywali cechy osób, które znasz naprawdę?
Izabela Janiszewska: Mam poczucie, że nie ma książek, które nie nawiązują do życia, że wszędzie gdzieś tam, choćby w jakichś małych akcentach, w małych skrawkach przebija prawdziwy świat. Bo jednak autorzy przecież nie tworzą w próżni. Nie wychowali się gdzieś w odosobnieniu, tylko żyjemy wszyscy obok siebie. Wszystko, co obserwujemy w jakiś sposób wpływa na naszą wyobraźnię. A skoro obrazy, które widzimy i ludzie, których spotykamy, to jak mówią, jak się poruszają, jakie wykonują gesty, skoro to wszystko gdzieś na nas wpływa to my autorzy tym nasiąkamy i prędzej czy później to się pojawia w książkach Natomiast nigdy nie jest tak, że przenoszę jakąś osobę z rzeczywistości, jeden do jednego i jeszcze być może mam w tym jakąś intencję. Nie, to się nie wydarza. Myślę, że dużo takich cech przenosi się nieświadomie, natomiast nigdy nie jest tak, że cechy jednej osoby nagle znajdują się w jednym bohaterze. To jest tak, że jakieś drobne maleńkie rzeczy, które gdzieś tam w świecie zauważyłam, które mnie spotkały, które wydają mi się ciekawe i pasują do danej postaci – w tej postaci są. Na przykład mam we „Wrzasku” takiego sąsiada Larysy, który ma nadwrażliwość słuchową i to na przykład wzięło się stąd, że poznałam osobę, która ma nadwrażliwość słuchową. Najdrobniejsze szurnięcie, przewrócenie kartki w zeszycie powoduje, że ta osoba cierpi i źle się czuje no i gdzieś ten mały element postanowiłam wykorzystać. Właściwie mam poczucie, że każdy z tych bohaterów jest gdzieś utkany ze świata, ale też z mojej wyobraźni, z moich emocji i z tego, jak ja tę postać widzę. Nikt nie jest kopią kogoś żywego, natomiast pewnie jakby ktoś bardzo chciał, to znajdzie jakieś swoje cechy w którymś z bohaterów.
Załóżmy, że rozmawiamy znów za kilka lat, na przykład za 5, i pytam Cię o Larysę i Brunona. Jak myślisz, jakie informacje o tych postaciach najtrwalej zapiszą się w Twojej pamięci? Jakie będą pierwsze myśli na ich temat?
Izabela Janiszewska: Kiedy myślę o Brunonie i Larysie w takiej perspektywie jak będę ich wspominać w przyszłości to, przede wszystkim pewnie będę najpierw czuć, a potem przypominać sobie. Tak jak jest to powiedzenie, że ludzie zapomną, co im powiedziałeś i co im pokazałeś, ale zawsze będą pamiętać to, jak się przy tobie czuli. Myślę, że to będzie coś, co we mnie pozostanie. Będę pamiętać ile radości dało mi obcowanie z nimi, ile przeżyć, emocji, wyzwań, i wspólnych zmagań. Myślę, że będę czuć wtedy wdzięczność, wzruszenie i takie też docenienie tej wspólnej drogi, którą przeszliśmy razem, którą dzięki nim ja mogłam jako początkująca autorka przejść. Myślę, że to właśnie uczucie wdzięczności będzie tym, co dzięki Larysie i Brunonowi zapisze się w mojej pamięci najbardziej. Niekoniecznie informacje na ich temat, bo one pewnie też we mnie zostaną, będę pamiętać, kim byli i co przeżywali, natomiast najbardziej będę czuć wdzięczność za to, co mi dały te postacie.
Porozmawiajmy teraz o Twojej najnowszej książce. Po „Wrzasku”, „Histerii” i „Amoku” napisałaś jednotomową powieść pod tytułem „Niewybaczalne”. Kiedy powstał pomysł na fabułę tej książki? Już po napisaniu wspomnianej trylogii czy jeszcze w trakcie pisania?
Izabela Janiszewska: Pomysł na „Niewybaczalne” przyszedł dopiero po napisaniu „Amoku”, ale to wynika z tego, że kiedy pracuję nad jedną książką, to wtedy nie myślę o dziesięciu innych, ani nawet o dwóch innych, ani nawet o jednej innej. Ponieważ jak jestem skupiona na pracy nad jednym projektem to całkowicie wsiąkam w ten projekt. Jestem w tym świecie i wtedy nie potrafię być jeszcze w innym. Wystarczy już, że jestem w świecie realnym i w świecie książki. To i tak jest już dosyć duże rozdwojenie, więc „Niewybaczalne” pojawiło się dopiero jak już miałam taki spokój, że zamknęłam trylogię i w moich myślach i na moim biurku zrobiła się przestrzeń na coś nowego. Wtedy pomyślałam o tym, co gdzieś tam mnie w duszy mocno gniecie, o czym chciałabym powiedzieć czytelnikom, jaki temat chciałabym poruszyć i do jakich refleksji być może kogoś skłonić, wtedy powoli zaczęło się wyłaniać „Niewybaczalne”. Wzięło się ono stąd, że dosyć dużo myślałam o pewnej sprawie kryminalnej związanej z zabójstwem dziecka w Wielkiej Brytanii. Nie mogę mówić, jaka to sprawa, bo to byłby duży spoiler, a nie chcę nikomu psuć przyjemności z czytania, natomiast myślę, że ta sprawa dosyć mocno we mnie siedziała. Dużo o niej myślałam i chciałam jakoś te emocje opisać, ale też jednocześnie zrobić z tego zupełnie nową historię. Pokazać, jak mogłoby to wyglądać współcześnie i co mogłoby się wydarzyć, gdyby przeszłość mogła wrócić.
A gdybyś miała umieścić wydarzenia serii „Larysa Luboń i Bruno Wilczyński” oraz książki „Niewybaczalne” na osi czasu, jak by to wyglądało?
Izabela Janiszewska: „Wrzask” i „Histeria” i „Amoku” dzieją się w 2019 roku, natomiast niewybaczalne dzieje się w dwóch perspektywach czasowych w 2015 i w 1990 roku. Śmieję się, że te wszystkie moje książki dzieją się w czasach przed pandemicznych, ponieważ jakoś nie wyobrażam sobie pisania o maseczkach, o dezynfekcji rąk i ograniczeniu ilości klientów w sklepach. Być może przyjdzie taki moment, że będę musiała się z tym zmierzyć, bo nie wiem czy fabularnie wszystkie moje książki będą mogły się dziać najpóźniej w 2019 roku. Chyba że w końcu rzeczywiście pandemia odejdzie, to wtedy będę mogła pisać książki, w których akcja dzieje się na przykład od 2023 roku. Życzmy sobie tego, natomiast na razie unikam tych pandemicznych tematów, więc wszystko dzieje się w moich książkach w czasach, gdy pandemii jeszcze nie było. Mam nadzieję, że doczekamy tych czasów, kiedy jej już nie będzie i kiedy będzie można pisać znów współczesne książki, a jeżeli nie, no to pewnie będę musiała się z tym tematem zmierzyć.
Skupmy się przez chwilę na Larysie Luboń. Jest ona dziennikarką śledczą bardzo młodą, ale niezwykle wiarygodną i doskonałą w swoim fachu, choć momentami bardzo impulsywną. Sama jesteś dziennikarką i ciekawi mnie, jaki wpływ na tę bohaterkę miało twoje doświadczenie zawodowe.
Izabela Janiszewska: To, jak ona pracuje przypomina to, jak ja kiedyś pracowałam. Może nie miałam tyle niezależności, co ona, bo jednak pracowałam dosyć regularnie w kilku redakcjach i raczej pracowałam przy biurku a nie na podłodze, natomiast dużo tematów, które ona podejmuje i sposoby researchu dziennikarskiego, to właściwie jest niemalże jeden do jednego przeniesione z mojego życia. Czy ja jestem Larysą? Nie. Czy Larysa jest mną? Też nie, natomiast jej podejście do pracy, chociażby tematy: sponsoringu oraz przemocy psychicznej i emocjonalnej wobec dzieci – to są tematy, którymi ja jako dziennikarka też się zajmowałam. Rozmawiałam z dziewczynami sponsorowanymi i z mężczyznami, którzy oferują sponsoring, z osobami, które stosują przemoc emocjonalną i psychiczną, z dziećmi, które takiej przemocy doświadczają. Staram się zawsze ten temat zobaczyć od strony osoby, która gdzieś doświadcza tego problemu, który ja w jakiś sposób poruszam bardziej lub mniej, którego dotykam w swoich książkach. To był mój styl pracy i trudno jest mi tak to porzucić, kiedy piszę książki. Myślę, że jednak ta książka musi być zaczepiona w jakiś sposób w rzeczywistości, nie chcę wymyślać tych rzeczy, chcę poczuć to, co czują te osoby i lepiej je zobaczyć i zrozumieć. Te rzeczy oddaję Larysie, więc tutaj pod kątem tego, jak pracujemy nasze metody pracy są bardzo podobne, chociaż charaktery mamy jednak inne.
W takim razie pomówmy jeszcze trochę o Tobie. Czy w dzieciństwie lubiłaś pisać opowiadania i wymyślać historię? Czy już wtedy nosiłaś się z zamiarem zostania w przyszłości dziennikarką i autorką książek? A może dziecięce plany zawodowe były zupełnie inne?
Izabela Janiszewska: Z tego, co wiem, to w dzieciństwie dosyć dużo zmyślałam, też bardzo dużą przyjemność sprawiało mi zaczepianie obcych osób i rozpoczynanie rozmowy. Dzisiaj podobnie postępują moi synowie, więc może to jakiś gen ciekawości świata. Ja w ogóle myślę, że większość dzieci ma ten gen ciekawości świata, ale u niektórych zostaje on całkowicie zgaszony, zdeptany, jakoś przytłumiony. U innych tli się cały czas i we mnie też ta otwartość, ciekawość, spontaniczność na długie lata trochę została przygaszona. Mimo że cały czas coś tam zmyślałam i opowiadałam, to tak naprawdę na dobre pisać zaczęłam dopiero gdzieś w okolicy klasy maturalnej. Trochę czasu byłam w takim uśpieniu i właśnie chyba w klasie maturalnej napisałam kilka prac do różnych gazet, takich jak: Wysokie Obcasy, Gazeta Wyborcza, Perspektywy. Zaczęłam wysyłać różne teksty na konkursy i w każdym, w którym wzięłam udział wygrywałam. To sprawiło, że zaczęłam myśleć, że może jednak z tym pisaniem jest całkiem OK u mnie. Potem, kiedy poszłam na studia (najpierw na studia ekonomiczne, a za chwilę też na studia dziennikarskie) to właściwie od początku też pisałam. Jako dziennikarka zajmowałam się dosyć dużo filmem, psychologią i robiłam wywiady z ciekawymi osobami. I gdzieś to pisanie, właściwie od czasu studiów było obecne w moim życiu, a później w życiu zawodowym. Myślałam wtedy o pisaniu książek, ale cały czas miałam takie poczucie, że nie jestem gotowa, że nie jestem wystarczająco dobra, że jeszcze musi się wydarzyć X rzeczy, chociaż wcale nie wiedziałam do końca, jakie to miałyby być rzeczy, które dadzą mi prawo do tego, żeby napisać coś swojego, żeby to komuś pokazać. Przez lata zbierałam doświadczenie i odwagę, budowałam wiarę w siebie i gotowość, żeby gdzieś wyjść ze swoim tekstem, żeby go komuś pokazać, żeby zostać ocenionym. Dużo osób mówi o tym, jak super jest w końcu wydać książkę, ale chyba nikt nie mówi o koszcie tego. To nie jest tak, że ten medal ma tylko jedną stronę. Autorzy wydając książki, oddają się w ręce czytelników. Czytelnicy mogą z takimi autorami zrobić wszystko. Czytelnicy nie oceniają jedynie książek, a właśnie oceniają też autorów. Więc ten medal ma dwie strony. Upłynęło sporo lat, zanim się zdecydowałam ten medal na szyję sobie założyć i wyjść ze swoimi książkami na zewnątrz. To nie jest tak, że to były moje dziecięce plany i ja wiedziałam, że koniecznie chcę zostać pisarką. Nie, ja po prostu od zawsze opowiadałam historię, od zawsze byłam ciekawa świata. To opowiadanie historii w moim życiu dziennikarskim przerodziło się w opowiadanie historii w książkach. Myślę, że to dlatego, ponieważ ja naprawdę lubię przeżywać tę historię sama, kiedy je tworzę, lubię dzielić się tymi emocjami, wspólnie z czytelnikami budować to wspólne doświadczenie i razem przeżywać tę historię.
A ja może tutaj wypowiem się w imieniu fanów twoich książek, bo wiem, że ich jest całkiem spore grono. Bardzo, bardzo cieszymy się, że zdecydowałaś się założyć sobie ten medal na szyję. Wydałaś książki, które dostarczają nam naprawdę wielu emocji i sporej dawki wrażeń. Z ciekawości zapytam, po jakie gatunki literackie i twórczość, jakich autorów sięgasz najchętniej?
Izabela Janiszewska: Ku zaskoczeniu wcale nie sięgam najczęściej po thrillery ani kryminały. Uczciwie zrobię tutaj taki coming out, jeszcze nigdzie tego nie mówiłam. Jestem ostatnio zmęczona czytaniem kryminałów i thrillerów. Z jednej strony mam poczucie, że naprawdę już prawie wszystko widziałam. Niemal zawsze jestem w stanie, po jakiejś 1/3 książki, domyślić się rozwiązania. Nie mówię, że jestem tu jakimś chlubnym wyjątkiem, ale mam poczucie, że coraz więcej jest na rynku książek, których jakość spada. Które są po prostu zrobione po to, by było tam cały czas napięcie i akcja, a język bywa ubogi, bywa uboga fabuła, bywa ubogie jakieś głębsze przesłanie i jakieś tło społeczne. Jakoś tak mam poczucie, że im więcej wydaje się kryminałów, im szybciej są one pisane, tym gorzej to wpływa, na jakość tych książek i tym bardziej nie chce mi się ich niekiedy czytać. Ja ukojenie odnajduję w literaturze pięknej, w reportażu. To są ostatnio takie gatunki, które czytuje. Mam teraz taką fazę na książki Jakuba Małeckiego z literatury pięknej. Przeczytałam „Dygot”, który totalnie mną wstrząsnął i spowodował, że wybrałam się do biblioteki i poprosiłam o więcej książek tego autora. W reportażu też zawsze znajduje jakieś inspiracje do tego, żeby inaczej pisać, żeby używać innych zdań, innych metafor, ale też do tego, żeby właśnie budzić emocje, żeby dotykać prawdziwych zdarzeń, takich, które rzeczywiście jakoś szarpią człowieka od środka. Czytam ostatnio Jacka Hołuba i dosyć dużo Pawła Piotra Reszkę,to są rzeczy, które w tym momencie u mnie leżą na stoliku nocnym. Cieszę się oczywiście, że są nowe kryminały, nowych autorów i one niekiedy są inne, świeże i mają w sobie coś wyjątkowego, natomiast nie ma ich aż tak wiele., Mam wrażenie, że jest teraz szalony czas i pogoń za ilością, a nie za jakością. Bardzo bym chciała, żebyśmy wrócili do jakości.
Ja również polecam „Dygot” Jakuba Małeckiego. Jest to naprawdę doskonała książka, którą warto znać i przeczytać czy wysłuchać, bo ja akurat słucham audiobooka. Świetna, po prostu genialna pod każdym względem. Powiedz Izo, gdybyś musiała w przyszłości wybrać inny gatunek niż thriller, kryminał dla swojej książki. Co byś wybrała? Byłaby to literatura obyczajowa, młodzieżowa, fantastyka, a może groza w stylu horroru?
Izabela Janiszewska: Gdybym miała w przyszłości napisać coś zupełnie innego, to być może byłaby to właśnie literatura piękna, może reportaż. Nie wyobrażam sobie do końca siebie w jakimś horrorze, bo chyba bym się sama bała pisząc, albo bałabym się zasypiać, jak już bym napisała. Fantastyka jest mi totalnie obca i podziwiam autorów fantastyki. Wiem, że ten gatunek ma wielu swoich czytelników – ale niestety nie. Z młodzieżową literaturą też miałabym problem, bo myślę, że trzeba bardzo dobrze rozumieć młodzież. Współczesną młodzież, bo młodzież moja sprzed dwudziestu paru lat to już jest coś zupełnie innego niż młodzież dzisiejsza. Mam poczucie, że naprawdę trzeba by zrobić porządny research i niemalże wejść w środowisko młodzieży, żeby móc cokolwiek mądrego napisać, poczuć tych młodych, współczesnych ludzi. Literatura obyczajowa według mnie jest też bardzo trudna, bardzo trudno jest napisać dobrą książkę w literaturze obyczajowej, więc chylę czoła przed tymi, którzy rzeczywiście odnajdują się w tym gatunku. Myślę jeszcze o literaturze dziecięcej, dlatego, że mam dwóch synów w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Dosyć często rozmawiamy sobie i fantazjujemy o różnych historiach. Czasem chłopaki mnie namawiają na pisanie książek dla dzieci. Wiem, że niektórzy autorzy kryminałów, chociażby Magda Stachula, piszą właśnie książki dla dzieci. Może kiedyś, coś… Chociaż to na razie są tylko takie fantazje i wygłupy podczas naszych wspólnych zabaw. Jeżeli już, to myślę, że w kierunku literatury pięknej i reportażu, bo gdzieś te oba gatunki są mi bliskie.
O! To brzmi bardzo intrygująco, więc czekam na kolejne tytuły. Jednak wracając do teraźniejszości, Twój debiut został bardzo dobrze przyjęty przez czytelników, nawiasem mówiąc, w ogóle nie wierzyłam, że to jest debiut i nawet napisałam do Ciebie wiadomość z pytaniem. Potwierdziłaś, że to faktycznie jest debiut i byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem. Twoja twórczość zyskała wielu fanów, co mnie w ogóle nie dziwi, ale czy coś pozytywnie lub negatywnie cię zaskoczyło w recenzjach i reakcjach czytelników na Twoje książki?
Izabela Janiszewska: Ja mam poczucie, że tak naprawdę cały czas jestem debiutantką. Nie uważam się za kogoś, kto już osiągnął jakiś wielki sukces. Oczywiście doceniam wszystkie pozytywne zdarzenia na tej mojej drodze, ale mam w sobie pokorę. Cały czas jestem w drodze, cały czas się wielu rzeczy uczę, cały czas poznaję siebie, swój stosunek do pisania i to, co ja chcę z tym pisaniem zrobić i jaką to ma wartość w moim życiu. Ja zdecydowanie podchodzę do pisania jak do stylu życia, a nie jak do biznesu. Ogromnie się cieszę z sukcesów, ale moim celem nie jest odbieranie nagród na wielkich festiwalach, nie śni mi się to po nocach. Jeżeli kiedykolwiek dostanę takie nagrody, to będę niesamowicie szczęśliwa i wdzięczna, ale nie jest to moim celem. Moim celem jest przede wszystkim pisanie porządnych książek, rozwijanie się i dbanie o to, żeby móc sobie każdego dnia wieczorem spojrzeć w oczy i być fair w stosunku do siebie. Niekoniecznie podążać za aktualnymi modami, raczej pisać o tym, co mi w duszy gra i niekoniecznie robić to tak, jak na przykład wszyscy oczekują, a zrobić to tak, jak uważam, że będzie dobrze. Dopóki mogę i mam taką możliwość, to tak staram się robić. Być może nie osiągnę nigdy niebotycznych sukcesów, ale myślę, że dużo większą wartością będzie pisanie w zgodzie ze sobą. Myślę, że to też gdzieś tam, przynajmniej w jakimś zakresie się obroni i tych swoich czytelników znajdę. Choć autorów na rynku jest teraz tak wielu, że właściwie codziennie ukazuje się jakieś nowe nazwisko, więc to też różnie może być z tymi czytelnikami, bo oni przecież też nie mają nieskończonych ilości czasu, żeby czytać te wszystkie książki. A tych jest tak dużo, że nawet ja nie nadążam z rejestrowaniem tytułów nowych książek. W recenzjach raczej nie ma rzeczy, które by mnie jakoś super zaskakiwały. Zaskakuje mnie to, że pojawia się też dużo recenzji skopiowanych z innych recenzji i to jest coś, co mnie trochę smuci i nad czym ubolewam. Widzę, że są takie konta na przykład na Instagramie, które nie czytają książek i po prostu przyeklejają tylko jakieś kawałki opisów od innych osób. Tak mi się wydaje, bo nigdy nie zapytałam wprost. To są rzeczy, które mnie zaskakują i zasmucają, bo myślę sobie, że lepiej już wtedy w ogóle nie pisać takiej recenzji, jak ma być ona przekopiowana z innego miejsca i ma służyć udawaniu temu, że książka została przeczytana. Cieszy mnie ogromnie to, że czytelnicy mają wielką, naprawdę wielką wiedzę, są oczytani i wrażliwi. To jest duża grupa czytelników, którzy rzeczywiście potrafią w książkach zobaczyć różne detale, niuanse oraz emocje. To jest zawsze bardzo, bardzo, bardzo na plus, bardzo pozytywne i myślę, że jak najwięcej takich czytelników autorzy chcieliby właśnie mieć. Takich cudownych mądrych, gotowych do dyskusji i szukających innych znaczeń. Myślę, że mam wielu takich czytelników i jestem im ogromnie wdzięczna za to, że są.
W takim razie na koniec najważniejsza informacja dla Twoich fanów i czytelników. Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać Twojej kolejnej książki? Zdradzisz coś o swoich autorskich planach na przyszłość?
Izabela Janiszewska: Moja następna książka jest na etapie redakcji, więc ukaże się w tym roku. Myślę, że mniej więcej w połowie roku i może będzie to jedna z dwóch książek w tym roku, ale tego jeszcze nie wiem, ponieważ nigdy do końca nie wiadomo jak to pisanie się ułoży. Nasza rzeczywistość w ostatnich dniach jest tak zmienna, tak różnorodna i tak zaskakująca – niestety w ten przykry sposób. Właściwie nie wiadomo, co się wydarzy za miesiąc a nie, mówiąc już o tym, co za pół roku. Mam nadzieję, że w tym roku czytelnicy będą mogli przeczytać dwie moje książki. Nowe, świeże i inne od tego, co było wcześniej, ale też z jakimś moim znakiem rozpoznawczym, którym jest pewnie określony sposób pisania, ale też jakaś ta moja chęć, by pokazać coś więcej niż tylko ciekawą akcję, żeby dotknąć czegoś ważnego. Czasem mi się to oczywiście udaje lepiej, czasem gorzej, natomiast będę się starała żeby zawsze było gdzieś ukryte coś, co może komuś się w życiu przyda i pobudzi do jakiś ciekawych myśli, a zatem będzie na pewno jeden thriller. A co będzie później, to się okaże.
I to jest bardzo dobra informacja. Trzymam rękę na pulsie i mam nadzieję, że już niebawem pojawi się Twoja kolejna książka. Będę obserwowała zapowiedzi oraz nowości wydawnictwa. Tymczasem bardzo dziękuję Ci za rozmowę, za to, że zgodziłaś się opowiedzieć nam troszkę o sobie oraz o swoich książkach.
Izabela Janiszewska: Dziękuję, że spędziliście Państwo tę chwilę z nami. Zapraszam do czytania książek moich, a także kolegów i koleżanek po piórze, bo czytać zawsze warto Iza Janiszewska.
Jeżeli nie słyszeliście nigdy o książkach Izabeli Janiszewskiej, to zapraszam do wysłuchania jednego z wcześniejszych wpisów, w którym opowiadam o serii „Larysa Luboń i Bruno Wilczyński”. Pamiętajcie, że tylko czytając legalnie wspieracie twórczość swoich ulubionych autorów. Pozdrawiam serdecznie!
Podziel się wpisem ze znajomymi!
O AUTORCE: