Knut siedział w klatce wypełnionej ostrymi nożami, w której każdy najmniejszy ruch może doprowadzić do rozlewu krwi. Jego krwi. | Nie jesteśmy tu dla przyjemności Nina Lykke
Knut A. Pettersen jest norweskim pisarzem w mocno średnim wieku – żeby nie powiedzieć: podstarzałym – oraz autorem JEDNEJ książki, która stała się głośnym bestsellerem, zyskawszy uznanie zarówno krytyków literackich, jak i czytelników. Ale było to dawno, dawno temu i od tamtego czasu – mimo usilnych starań bohatera – nie udało się powtórzyć tej znakomitej passy.
Autor właśnie otrzymał maila z zaproszeniem do udziału w panelu dyskusyjnym na największym norweskim festiwalu literackim, odbywającym się w Lillehammer. Knut szybko orientuje się, że został zaproszony tylko z powodu czyjejś rezygnacji. Poza tym trudno nie zauważyć, że maila wysłano w ostatniej chwili, czyli tuż przed rozpoczęciem wydarzenia, no i ta koperta… Otrzymał ją w biurze festiwalowym po przyjeździe na miejsce i nikt nie pofatygował się nawet, by wymienić ją na nową.
Na kopercie widnieje nazwisko osoby, którą ma zastępować. Zostało przekreślone czarnym markerem, a obok, niechlujnym charakterem pisma, dodano nazwisko Knuta, w dodatku nabazgrano je tak, że jest ledwie widoczne.
Mało tego! Najciekawsze jest to, że na festiwalowej scenie pisarz ma prowadzić dyskusję z dwiema osobami, z którymi NIGDY, PRZENIGDY nie zdecydowałby się na rozmowę sam na sam, a co dopiero w obecności rzeszy czytelników i autorów na widowni. Tematem dyskusji ma być Niewierność w życiu i literaturze. Jednak wynagrodzenie za udział w wydarzeniu jest tak kuszące – a jego sytuacja finansowa tak nieciekawa – że odkłada na bok wszelkie animozje oraz uprzedzenia i potwierdza swoją obecność w Lillehammer.
Zapytacie, z kim zatem Knut ma się spotkać? Otóż oprócz niego w dyskusji ma uczestniczyć Terje (obecny mąż byłej żony pisarza) oraz AUTORKA OD AUTOFIKCJI, czyli kobieta, która opisała w swojej autobiograficznej powieści pewien kontrowersyjny incydent, używając prawdziwego imienia i nazwiska bohatera. Oczywiście nie był to pierwszy raz, kiedy dostrzegł swoją postać w powieściach kolegów i koleżanek po fachu, ale był to jedyny raz, gdy ktoś tak bezczelnie przypisał mu udział w wydarzeniu, które zapamiętał zupełnie inaczej. Ale to nie wszystko! Co gorsza, kolejne książki wspomnianej autorki cieszą się niesłabnącą popularnością, podczas gdy Knut ma na swoim koncie tylko jeden, JEDEN napisany dawno temu tytuł, który stał się znany szerokiej publiczności.
No i gdzie on miałby pójść ze „swoją wersją”? Knut szybko zrozumiał, że niezależnie od tego, co postanowi – znał na tyle branżę, bańkę, media – jego działania tylko go jeszcze pogrążą. Każda najmniejsza inicjatywa z jego strony pomoże Autorce wypromować książkę i przyczyni się do jego upadku.
Autor przez chwilę zastanawia się, czy taka konfrontacja to dobry pomysł… W sumie minęło już kilka lat od tego niechlubnego, opisanego w książce pisarki wydarzenia. ALE! Udział w festiwalu i wynikające z tego tytułu benefity okazują się zbyt kuszące, więc decyzja zostaje podjęta – bo przecież w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Bohater, w towarzystwie Franka (sąsiada i przyjaciela) pojawia się na festiwalu. Gdy udaje się na posiłek, z niesmakiem konstatuje, że otaczające go osoby to w większości znajome twarze.
[…] sala restauracyjna pełna jest dawnych upiorów z literackiego krwiobiegu, w którym Knut cyrkulował przez całe swoje dorosłe życie.
Słuchanie audiobooka Nie jesteśmy tu dla przyjemności sprawiło mi BARDZO dużo przyjemności. Ba! Powieść utrzymana jest w moim ulubionym ironiczno-sarkastycznym tonie, a tło rozgrywających się wydarzeń to literacka bańka. Nie potrzebowałam niczego więcej! Na pierwszy rzut oka można sądzić, że nic wielkiego tu się nie dzieje. Ot, podstarzały pisarz jedzie na festiwal wziąć udział w dyskusji z osobami, za którymi nie przepada, na temat, który boleśnie dźga jego prywatne życie i zawodowe ambicje. Nic bardziej mylnego! Knut fenomenalnie opisuje rzeczywistość z perspektywy autora jednego, wydanego dawno temu z sukcesem tytułu. On się nie gryzie w język! Mówi dokładnie to, co myśli o literackim światku, o samych literatach, których spotyka, wspomina, za którymi tęskni, do których czuje niechęć – a może mówi przede wszystkim o nich. Z jakiegoś powodu Pettersen wychodził z założenia, że wystarczy napisać jedną książkę, która odniesie sukces, by wszystkie kolejne spłodzone tytuły poszły jej śladem. Zupełnie jakby jedna od drugiej zarażała się owym sukcesem tylko dlatego, że napisał ją ten sam autor. Och, jak gorzko się rozczarował! I właśnie tym zgorzknieniem przesiąknięta jest cała postać Knuta oraz wszystko, co mówi i robi.
Autorka od Autofikcji jest fenomenalnym przeciwieństwem literackich „osiągnięć” bohatera. Odnosiłam nawet wrażenie, że to w niej widzi przyczynę swoich porażek, zresztą podobnie jak w norweskim rynku książki, który notorycznie go odrzucał i nie doceniał. Życie osobiste Knuta też jest bardzo ciekawym wątkiem, bo relacje mężczyzny z synem są dość nietypowe, a te z byłą żoną, cóż… Pisarz w pewnym momencie zaczyna się zastanawiać, dlaczego tak właściwie się z nią rozwiódł, skoro przecież nadal kocha Lene. Szczęśliwie szybko sobie przypomniał, co ich poróżniło.
Nina Lykke napisała niesamowitą powieść, rozgrywającą się dosłownie w trzewiach literackiej rzeczywistości. Festiwal, czyli najważniejsze literackie wydarzenie w Norwegii, skupił w jednym miejscu całą śmietankę literatów, czyli osób najmocniej związanych ze światem książki. Następnie zostali oni poddani gorzkiej oraz bezlitosnej analizie i ocenie kogoś, kto patrzył na ich działania przez pryzmat jednego, wydanego dawno temu z sukcesem tytułu. Och, jak on genialnie punktował ich wszystkie wady, jak formułował domniemane przyczyny swoich porażek, a z wniosków, które wysnuwał, śmiało można by było utworzyć miniporadnik dla autorów jednego bestsellera i wielu rozczarowań lub odrzuceń.
W jakim stopniu pisanie powieści może być manipulacją skierowaną przeciwko konkretnej osobie? A może chodzi tylko o to, by dać czytelnikom to, co chcą czytać, wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom? Te i kilka innych pytań ciągle do mnie powracały, gdy słuchałam audiobooka. Ponadto Nie jesteśmy tu dla przyjemności to powieść, w której znajdziecie naprawdę sporo ciekawostek o rynku książki – nie tylko tym norweskim – wszak rola pisarza, redaktora, wydawcy czy czytelnika jest wszędzie taka sama.
Jestem przekonana, że pisarze i pisarki książek, którzy przeczytają lub posłuchają Nie jesteśmy tu dla przyjemności Niny Lykke, zrobią to z wypiekami na twarzy, dostrzegając w tym tytule o wiele więcej niuansów niż ja, przeciętna czytelniczka. Ale gwarantuję Wam, że każdemu ta powieść zaserwuje świetną rozrywkę. Co tu dużo mówić, Knut jest bohaterem, który patrzy na literatów przez pryzmat jednego sukcesu oraz wielu porażek i, jak już wcześniej wspomniałam, nie gryzie się w język. Natomiast narrator audiobooka, czyli Leszek Filipowicz, po mistrzowsku oddał niepowtarzalny klimat tej historii. Na uznanie zasługuje również tłumaczenie (Karolina Drozdowska), dzięki któremu ten sarkastyczno-ironiczny ton powieści został fenomenalnie przełożony na polską wersję językową. Bardzo Wam polecam!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: NINA LYKKE
| tytuł: NIE JESTEŚMY TU DLA PRZYJEMNOŚCI
| przekład: KAROLINA DROZDOWSKA
| format: AUDIOBOOK
| wydawnictwo: PAUZA
| gatunek: LITERATURA PIĘKNA / LITERATURA OBYCZAJOWA
_
*Audiobooka wysłuchałam w ramach abonamentu Legimi.

NAJNOWSZE NA BLOGU
WPISY
PODCASTY
ROZMOWY
Knut siedział w klatce wypełnionej ostrymi nożami, w której każdy najmniejszy ruch może doprowadzić do rozlewu krwi. Jego krwi. | Nie jesteśmy tu dla przyjemności Nina Lykke
Knut A. Pettersen jest norweskim pisarzem w mocno średnim wieku – żeby nie powiedzieć: podstarzałym – oraz autorem JEDNEJ książki, która stała się głośnym bestsellerem, zyskawszy uznanie zarówno krytyków literackich, jak i czytelników. Ale było to dawno, dawno temu i od tamtego czasu – mimo usilnych starań bohatera – nie udało się powtórzyć tej znakomitej passy.
Autor właśnie otrzymał maila z zaproszeniem do udziału w panelu dyskusyjnym na największym norweskim festiwalu literackim, odbywającym się w Lillehammer. Knut szybko orientuje się, że został zaproszony tylko z powodu czyjejś rezygnacji. Poza tym trudno nie zauważyć, że maila wysłano w ostatniej chwili, czyli tuż przed rozpoczęciem wydarzenia, no i ta koperta… Otrzymał ją w biurze festiwalowym po przyjeździe na miejsce i nikt nie pofatygował się nawet, by wymienić ją na nową.
Na kopercie widnieje nazwisko osoby, którą ma zastępować. Zostało przekreślone czarnym markerem, a obok, niechlujnym charakterem pisma, dodano nazwisko Knuta, w dodatku nabazgrano je tak, że jest ledwie widoczne.
Mało tego! Najciekawsze jest to, że na festiwalowej scenie pisarz ma prowadzić dyskusję z dwiema osobami, z którymi NIGDY, PRZENIGDY nie zdecydowałby się na rozmowę sam na sam, a co dopiero w obecności rzeszy czytelników i autorów na widowni. Tematem dyskusji ma być Niewierność w życiu i literaturze. Jednak wynagrodzenie za udział w wydarzeniu jest tak kuszące – a jego sytuacja finansowa tak nieciekawa – że odkłada na bok wszelkie animozje oraz uprzedzenia i potwierdza swoją obecność w Lillehammer.
Zapytacie, z kim zatem Knut ma się spotkać? Otóż oprócz niego w dyskusji ma uczestniczyć Terje (obecny mąż byłej żony pisarza) oraz AUTORKA OD AUTOFIKCJI, czyli kobieta, która opisała w swojej autobiograficznej powieści pewien kontrowersyjny incydent, używając prawdziwego imienia i nazwiska bohatera. Oczywiście nie był to pierwszy raz, kiedy dostrzegł swoją postać w powieściach kolegów i koleżanek po fachu, ale był to jedyny raz, gdy ktoś tak bezczelnie przypisał mu udział w wydarzeniu, które zapamiętał zupełnie inaczej. Ale to nie wszystko! Co gorsza, kolejne książki wspomnianej autorki cieszą się niesłabnącą popularnością, podczas gdy Knut ma na swoim koncie tylko jeden, JEDEN napisany dawno temu tytuł, który stał się znany szerokiej publiczności.
No i gdzie on miałby pójść ze „swoją wersją”? Knut szybko zrozumiał, że niezależnie od tego, co postanowi – znał na tyle branżę, bańkę, media – jego działania tylko go jeszcze pogrążą. Każda najmniejsza inicjatywa z jego strony pomoże Autorce wypromować książkę i przyczyni się do jego upadku.
Autor przez chwilę zastanawia się, czy taka konfrontacja to dobry pomysł… W sumie minęło już kilka lat od tego niechlubnego, opisanego w książce pisarki wydarzenia. ALE! Udział w festiwalu i wynikające z tego tytułu benefity okazują się zbyt kuszące, więc decyzja zostaje podjęta – bo przecież w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Bohater, w towarzystwie Franka (sąsiada i przyjaciela) pojawia się na festiwalu. Gdy udaje się na posiłek, z niesmakiem konstatuje, że otaczające go osoby to w większości znajome twarze.
[…] sala restauracyjna pełna jest dawnych upiorów z literackiego krwiobiegu, w którym Knut cyrkulował przez całe swoje dorosłe życie.
Słuchanie audiobooka Nie jesteśmy tu dla przyjemności sprawiło mi BARDZO dużo przyjemności. Ba! Powieść utrzymana jest w moim ulubionym ironiczno-sarkastycznym tonie, a tło rozgrywających się wydarzeń to literacka bańka. Nie potrzebowałam niczego więcej! Na pierwszy rzut oka można sądzić, że nic wielkiego tu się nie dzieje. Ot, podstarzały pisarz jedzie na festiwal wziąć udział w dyskusji z osobami, za którymi nie przepada, na temat, który boleśnie dźga jego prywatne życie i zawodowe ambicje. Nic bardziej mylnego! Knut fenomenalnie opisuje rzeczywistość z perspektywy autora jednego, wydanego dawno temu z sukcesem tytułu. On się nie gryzie w język! Mówi dokładnie to, co myśli o literackim światku, o samych literatach, których spotyka, wspomina, za którymi tęskni, do których czuje niechęć – a może mówi przede wszystkim o nich. Z jakiegoś powodu Pettersen wychodził z założenia, że wystarczy napisać jedną książkę, która odniesie sukces, by wszystkie kolejne spłodzone tytuły poszły jej śladem. Zupełnie jakby jedna od drugiej zarażała się owym sukcesem tylko dlatego, że napisał ją ten sam autor. Och, jak gorzko się rozczarował! I właśnie tym zgorzknieniem przesiąknięta jest cała postać Knuta oraz wszystko, co mówi i robi.
Autorka od Autofikcji jest fenomenalnym przeciwieństwem literackich „osiągnięć” bohatera. Odnosiłam nawet wrażenie, że to w niej widzi przyczynę swoich porażek, zresztą podobnie jak w norweskim rynku książki, który notorycznie go odrzucał i nie doceniał. Życie osobiste Knuta też jest bardzo ciekawym wątkiem, bo relacje mężczyzny z synem są dość nietypowe, a te z byłą żoną, cóż… Pisarz w pewnym momencie zaczyna się zastanawiać, dlaczego tak właściwie się z nią rozwiódł, skoro przecież nadal kocha Lene. Szczęśliwie szybko sobie przypomniał, co ich poróżniło.
Nina Lykke napisała niesamowitą powieść, rozgrywającą się dosłownie w trzewiach literackiej rzeczywistości. Festiwal, czyli najważniejsze literackie wydarzenie w Norwegii, skupił w jednym miejscu całą śmietankę literatów, czyli osób najmocniej związanych ze światem książki. Następnie zostali oni poddani gorzkiej oraz bezlitosnej analizie i ocenie kogoś, kto patrzył na ich działania przez pryzmat jednego, wydanego dawno temu z sukcesem tytułu. Och, jak on genialnie punktował ich wszystkie wady, jak formułował domniemane przyczyny swoich porażek, a z wniosków, które wysnuwał, śmiało można by było utworzyć miniporadnik dla autorów jednego bestsellera i wielu rozczarowań lub odrzuceń.
W jakim stopniu pisanie powieści może być manipulacją skierowaną przeciwko konkretnej osobie? A może chodzi tylko o to, by dać czytelnikom to, co chcą czytać, wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom? Te i kilka innych pytań ciągle do mnie powracały, gdy słuchałam audiobooka. Ponadto Nie jesteśmy tu dla przyjemności to powieść, w której znajdziecie naprawdę sporo ciekawostek o rynku książki – nie tylko tym norweskim – wszak rola pisarza, redaktora, wydawcy czy czytelnika jest wszędzie taka sama.
Jestem przekonana, że pisarze i pisarki książek, którzy przeczytają lub posłuchają Nie jesteśmy tu dla przyjemności Niny Lykke, zrobią to z wypiekami na twarzy, dostrzegając w tym tytule o wiele więcej niuansów niż ja, przeciętna czytelniczka. Ale gwarantuję Wam, że każdemu ta powieść zaserwuje świetną rozrywkę. Co tu dużo mówić, Knut jest bohaterem, który patrzy na literatów przez pryzmat jednego sukcesu oraz wielu porażek i, jak już wcześniej wspomniałam, nie gryzie się w język. Natomiast narrator audiobooka, czyli Leszek Filipowicz, po mistrzowsku oddał niepowtarzalny klimat tej historii. Na uznanie zasługuje również tłumaczenie (Karolina Drozdowska), dzięki któremu ten sarkastyczno-ironiczny ton powieści został fenomenalnie przełożony na polską wersję językową. Bardzo Wam polecam!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: NINA LYKKE
| tytuł: NIE JESTEŚMY TU DLA PRZYJEMNOŚCI
| przekład: KAROLINA DROZDOWSKA
| format: AUDIOBOOK
| wydawnictwo: PAUZA
| gatunek: LITERATURA PIĘKNA / LITERATURA OBYCZAJOWA
_
*Audiobooka wysłuchałam w ramach abonamentu Legimi.
Chcesz coś dodać? Pisz śmiało!
O MNIE
Z wykształcenia „pani od marketingu”, z pasji – promotorka literatury i czytelnictwa. Wrażliwa na historie, które czule opowiadają o ludziach i życiu, z wyjątkową słabością do inteligentnych kryminalnych zagadek. Stale poszukująca nowych tytułów, które zawróciłyby jej w głowie. Jeszcze się nie zdarzyło, by żałowała nocy zarwanej dla dobrej książki.