Życie tych, których kochamy, wisi na włosku. Jeśli nie może to być zaufanie, niech zwiąże nas zemsta. | Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa Mai Corland
Jak współpracować z kimś, do kogo całkowicie straciło się zaufanie? A dogadać się trzeba, bo na szali jest życie i zdrowie najbliższych, więc niewątpliwie gra toczy się o BARDZO wysoką stawkę. W takim klimacie zakończyła się poprzednia część cyklu (Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy). Szczerze przyznam, że finał tego tytułu był dla mnie naprawdę ogromnym zaskoczeniem, dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji. A gdy tylko dalsza część historii pojawiła się w zasięgu mojej ręki, znalazłam odpowiedni moment i dałam się porwać magii tego mrocznego, przygodowego fantasy.
Po tym, jak wypali się w nas wściekłość, pozostają jedynie zgliszcza rozpaczy. Pod wieloma względami furia jest więc lepsza, ponieważ przynajmniej można się jej złapać. Smutek to jałowe pustkowie.
Podczas gdy Tiyung (jedyny syn chrabiego Seoka) zostaje zesłany do Jałowego Więzienia, pozostali bohaterowie, czyli: złodziejka Aeri, arcyszpieg Mikail, silnoręki Royo, książę Euyn i trucicielka Sora wyruszają w niezwykle niebezpieczną podróż. Oczywiście – jak to na takich wyprawach bywa – niewiele dzieje się po ich myśli… Jednak tę wyjątkową grupę łączy pewien plan, który realizują z pełną mocą. I bynajmniej nie ma on nic wspólnego z oficjalną misją, narzuconą im przez króla oraz innych, bogatszych, odurzonych władzą i przekonanych o własnej bezkarności interesantów.
Odwaga to umysł silniejszy od ciała, potężniejszy od logiki.
Najbardziej intrygujące jest jednak to, że teoretycznie po wykonaniu poprzedniego zadania wszyscy powinni się znać jak przysłowiowe łyse konie. Jednak w praktyce między uczestnikami wydarzeń dominuje ostra woń nieufności. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ich bagaż tajemnic jest imponująco głęboki. Gdzieś z tyłu głowy ciągle pojawiała się myśl, że wciąż nie wiem o bohaterach wszystkiego. Ale abstrahując od wszystkich tych sekretów, faktem jest, że każda z postaci bez słowa sprzeciwu wspina się na wyżyny własnych zdolności i umiejętności, gdy zachodzi taka potrzeba. Niesamowite było oglądanie wszystkich wspólnych akcji bohaterów, którzy – biorąc pod uwagę ich osobowość – już bardziej nie mogli się od siebie różnić. Serio! Zupełnie jak przeciwieństwa, które przyciągają się tak mocno, że tworzą zwarty, nieposkromiony i niebezpieczny dla przeciwnika mur.
Muszę w to wierzyć, muszę wierzyć w nadzieję, inaczej życie nie miałoby sensu.
Zemsta, która połączyła Aeri, Mikaila, Roya, Euyna oraz Sorę ma tak ogromną moc, że staje się ich najpotężniejszym i bezlitosnym orężem. Odsunąwszy na bok wszelkie uprzedzenia, metodycznie posuwają się naprzód, skupieni na realizacji celu. Dotrą do niezbędnych informacji, choćby mieli je wyłowić z dna jeziora. Bez względu na cenę znajdą sposób na audiencję u królowej oraz spektakularnie wydostaną się z pomieszczenia bez wyjścia. A to tylko kilka z wielu przeszkód, z którymi musieli się mierzyć.
Istnieją dużo gorsze sposoby na śmierć. Ale jeśli porzucę to, co kocham, żeby żyć, jakie to będzie życie?
Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa Mai Corland to niewątpliwie przygodowa fantastyka z imponującym wachlarzem charakterystycznych dla tego gatunku elementów: kilka królestw, możni i monarchowie z obsesją władzy, magia zaklęta w wyjątkowych przedmiotach, które oczywiście wszyscy chcą posiąść, grupa wybrańców z wyjątkowymi umiejętnościami. Nie brakuje również wątku romantycznego, ale jest on skromniejszy niż w pierwszej części cyklu. Aczkolwiek śledzenie tych miłosnych relacji traktowałam bardziej jako chwilową odskocznię od tych wszystkich poważnych, niejednokrotnie brutalnych oraz trudnych wydarzeń. Te docinki, uszczypliwości, ironiczne uwagi, momentami wybrzmiewał tu nawet humor – taka fajna przeciwwaga dla cięższych fragmentów. Lubię tego typu przerywniki, bo zapobiegają nadmiernemu przytłoczeniu, a okazji sprzyjających temu uczuciu było niemało.
Próbując oszczędzić jedną duszę, o mały włos nie zgubiłam pięciu innych.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia sześciu osób, czyli tak samo jak w pierwszym tomie przygód bohaterów. Wydawać by się mogło, że to dość sporo, ale nic bardziej mylnego! Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa to książka napisana z niezwykłą lekkością i nie sposób się pogubić w poszczególnych opowieściach bohaterów. Oni są tak wyraziści i charakterystycznie nakreśleni, że poznawanie perspektywy każdego z nich sprawiało mi wiele przyjemności i dodawało wydarzeniom pewnej wyjątkowej nuty.
Kiedy człowiek głoduje, trucizna może smakować jak najlepsza słodycz.
Fantastyka jest gatunkiem, po który sięgam dość rzadko. Z ręką na sercu przyznaję, że gdyby nie obłędne wydanie Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy, z pewnością nie zwróciłabym uwagi na ten cykl. Mój wzrok zwyczajnie prześlizgnąłby się po tym tytule w trakcie przeglądania wydawniczych zapowiedzi. Jednak dałam się złapać na te barwione brzegi oraz piękną okładkę, a powieść wciągnęła mnie bez reszty. Niecierpliwie czekałam na ciąg dalszy i nie zawiodłam się! Z wielkim przejęciem i dreszczem ekscytacji, z całego serca kibicowałam bohaterom do samego końca. Choć, jak się wtedy okazało, to jeszcze nie koniec, a moja wyobraźnia napompowana do granic możliwości magicznym klimatem książki znów musi wejść w stan oczekiwania… Byle nie na długo!
Ten świat aż kipi z braku życzliwości. Potrzeba odwagi, by wyciąć sobie kawałek szczęścia i stanąć w jego obronie.
Uwaga! Niezwykle istotne jest to, byście poznawali losy bohaterów chronologicznie, czyli najlepiej zacząć czytanie od pierwszego tomu cyklu Mai Corland, Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy. I dopiero po lekturze tej książki sięgnijcie po Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa. Dlaczego? Tylko w ten sposób zobaczycie całą perspektywę, dobrze poznacie bohaterów, ich motywacje oraz umiejętności oraz, przede wszystkim, zobaczycie pełny obraz wszystkich skomplikowanych relacji, tajemnic, sekretów.
Natomiast trudno mi jednoznacznie określić wiek potencjalnych odbiorców. Generalnie polecam cykl każdemu, kto lubi dobrze opowiedziane przygodowe fantasy, ale trudno dokładnie określić dolną granicę wieku i w dużym stopniu zależy od poziomu wrażliwości na pewne wątki. Dlatego zamieszczam poniżej ostrzeżenie, które znajduje się zaraz na początku książki. Przeczytajcie i zdecydujcie, czy to opowieść dla Was. Jeżeli tak, nie wahajcie się ani chwili dłużej i czytajcie!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: MAI CORLAND
| przekład: BARTŁOMIEJ NAWROCKI
| tytuł: FOUR RUINED REALMS. CZTERY STRACONE KRÓLESTWA
| wydawnictwo: JAGUAR
| premiera: 23.04.2025
| liczba stron: 432
| format: 250×230
| gatunek: FANTASTYKA
_
*Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem. [REKLAMA]

NAJNOWSZE NA BLOGU
WPISY
PODCASTY
ROZMOWY
Życie tych, których kochamy, wisi na włosku. Jeśli nie może to być zaufanie, niech zwiąże nas zemsta. | Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa Mai Corland
Jak współpracować z kimś, do kogo całkowicie straciło się zaufanie? A dogadać się trzeba, bo na szali jest życie i zdrowie najbliższych, więc niewątpliwie gra toczy się o BARDZO wysoką stawkę. W takim klimacie zakończyła się poprzednia część cyklu (Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy). Szczerze przyznam, że finał tego tytułu był dla mnie naprawdę ogromnym zaskoczeniem, dlatego z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji. A gdy tylko dalsza część historii pojawiła się w zasięgu mojej ręki, znalazłam odpowiedni moment i dałam się porwać magii tego mrocznego, przygodowego fantasy.
Po tym, jak wypali się w nas wściekłość, pozostają jedynie zgliszcza rozpaczy. Pod wieloma względami furia jest więc lepsza, ponieważ przynajmniej można się jej złapać. Smutek to jałowe pustkowie.
Podczas gdy Tiyung (jedyny syn chrabiego Seoka) zostaje zesłany do Jałowego Więzienia, pozostali bohaterowie, czyli: złodziejka Aeri, arcyszpieg Mikail, silnoręki Royo, książę Euyn i trucicielka Sora wyruszają w niezwykle niebezpieczną podróż. Oczywiście – jak to na takich wyprawach bywa – niewiele dzieje się po ich myśli… Jednak tę wyjątkową grupę łączy pewien plan, który realizują z pełną mocą. I bynajmniej nie ma on nic wspólnego z oficjalną misją, narzuconą im przez króla oraz innych, bogatszych, odurzonych władzą i przekonanych o własnej bezkarności interesantów.
Odwaga to umysł silniejszy od ciała, potężniejszy od logiki.
Najbardziej intrygujące jest jednak to, że teoretycznie po wykonaniu poprzedniego zadania wszyscy powinni się znać jak przysłowiowe łyse konie. Jednak w praktyce między uczestnikami wydarzeń dominuje ostra woń nieufności. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ich bagaż tajemnic jest imponująco głęboki. Gdzieś z tyłu głowy ciągle pojawiała się myśl, że wciąż nie wiem o bohaterach wszystkiego. Ale abstrahując od wszystkich tych sekretów, faktem jest, że każda z postaci bez słowa sprzeciwu wspina się na wyżyny własnych zdolności i umiejętności, gdy zachodzi taka potrzeba. Niesamowite było oglądanie wszystkich wspólnych akcji bohaterów, którzy – biorąc pod uwagę ich osobowość – już bardziej nie mogli się od siebie różnić. Serio! Zupełnie jak przeciwieństwa, które przyciągają się tak mocno, że tworzą zwarty, nieposkromiony i niebezpieczny dla przeciwnika mur.
Muszę w to wierzyć, muszę wierzyć w nadzieję, inaczej życie nie miałoby sensu.
Zemsta, która połączyła Aeri, Mikaila, Roya, Euyna oraz Sorę ma tak ogromną moc, że staje się ich najpotężniejszym i bezlitosnym orężem. Odsunąwszy na bok wszelkie uprzedzenia, metodycznie posuwają się naprzód, skupieni na realizacji celu. Dotrą do niezbędnych informacji, choćby mieli je wyłowić z dna jeziora. Bez względu na cenę znajdą sposób na audiencję u królowej oraz spektakularnie wydostaną się z pomieszczenia bez wyjścia. A to tylko kilka z wielu przeszkód, z którymi musieli się mierzyć.
Istnieją dużo gorsze sposoby na śmierć. Ale jeśli porzucę to, co kocham, żeby żyć, jakie to będzie życie?
Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa Mai Corland to niewątpliwie przygodowa fantastyka z imponującym wachlarzem charakterystycznych dla tego gatunku elementów: kilka królestw, możni i monarchowie z obsesją władzy, magia zaklęta w wyjątkowych przedmiotach, które oczywiście wszyscy chcą posiąść, grupa wybrańców z wyjątkowymi umiejętnościami. Nie brakuje również wątku romantycznego, ale jest on skromniejszy niż w pierwszej części cyklu. Aczkolwiek śledzenie tych miłosnych relacji traktowałam bardziej jako chwilową odskocznię od tych wszystkich poważnych, niejednokrotnie brutalnych oraz trudnych wydarzeń. Te docinki, uszczypliwości, ironiczne uwagi, momentami wybrzmiewał tu nawet humor – taka fajna przeciwwaga dla cięższych fragmentów. Lubię tego typu przerywniki, bo zapobiegają nadmiernemu przytłoczeniu, a okazji sprzyjających temu uczuciu było niemało.
Próbując oszczędzić jedną duszę, o mały włos nie zgubiłam pięciu innych.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia sześciu osób, czyli tak samo jak w pierwszym tomie przygód bohaterów. Wydawać by się mogło, że to dość sporo, ale nic bardziej mylnego! Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa to książka napisana z niezwykłą lekkością i nie sposób się pogubić w poszczególnych opowieściach bohaterów. Oni są tak wyraziści i charakterystycznie nakreśleni, że poznawanie perspektywy każdego z nich sprawiało mi wiele przyjemności i dodawało wydarzeniom pewnej wyjątkowej nuty.
Kiedy człowiek głoduje, trucizna może smakować jak najlepsza słodycz.
Fantastyka jest gatunkiem, po który sięgam dość rzadko. Z ręką na sercu przyznaję, że gdyby nie obłędne wydanie Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy, z pewnością nie zwróciłabym uwagi na ten cykl. Mój wzrok zwyczajnie prześlizgnąłby się po tym tytule w trakcie przeglądania wydawniczych zapowiedzi. Jednak dałam się złapać na te barwione brzegi oraz piękną okładkę, a powieść wciągnęła mnie bez reszty. Niecierpliwie czekałam na ciąg dalszy i nie zawiodłam się! Z wielkim przejęciem i dreszczem ekscytacji, z całego serca kibicowałam bohaterom do samego końca. Choć, jak się wtedy okazało, to jeszcze nie koniec, a moja wyobraźnia napompowana do granic możliwości magicznym klimatem książki znów musi wejść w stan oczekiwania… Byle nie na długo!
Ten świat aż kipi z braku życzliwości. Potrzeba odwagi, by wyciąć sobie kawałek szczęścia i stanąć w jego obronie.
Uwaga! Niezwykle istotne jest to, byście poznawali losy bohaterów chronologicznie, czyli najlepiej zacząć czytanie od pierwszego tomu cyklu Mai Corland, Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy. I dopiero po lekturze tej książki sięgnijcie po Four Ruined Realms. Cztery stracone królestwa. Dlaczego? Tylko w ten sposób zobaczycie całą perspektywę, dobrze poznacie bohaterów, ich motywacje oraz umiejętności oraz, przede wszystkim, zobaczycie pełny obraz wszystkich skomplikowanych relacji, tajemnic, sekretów.
Natomiast trudno mi jednoznacznie określić wiek potencjalnych odbiorców. Generalnie polecam cykl każdemu, kto lubi dobrze opowiedziane przygodowe fantasy, ale trudno dokładnie określić dolną granicę wieku i w dużym stopniu zależy od poziomu wrażliwości na pewne wątki. Dlatego zamieszczam poniżej ostrzeżenie, które znajduje się zaraz na początku książki. Przeczytajcie i zdecydujcie, czy to opowieść dla Was. Jeżeli tak, nie wahajcie się ani chwili dłużej i czytajcie!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: MAI CORLAND
| przekład: BARTŁOMIEJ NAWROCKI
| tytuł: FOUR RUINED REALMS. CZTERY STRACONE KRÓLESTWA
| wydawnictwo: JAGUAR
| premiera: 23.04.2025
| liczba stron: 432
| format: 250×230
| gatunek: FANTASTYKA
_
*Artykuł powstał w ramach współpracy z wydawnictwem. [REKLAMA]
Chcesz coś dodać? Pisz śmiało!
O MNIE
Z wykształcenia „pani od marketingu”, z pasji – promotorka literatury i czytelnictwa. Wrażliwa na historie, które czule opowiadają o ludziach i życiu, z wyjątkową słabością do inteligentnych kryminalnych zagadek. Stale poszukująca nowych tytułów, które zawróciłyby jej w głowie. Jeszcze się nie zdarzyło, by żałowała nocy zarwanej dla dobrej książki.