Widzi pan, starzy ludzie robią się coraz bardziej podobni do dzieci. Tak samo nieporadni, zdani na cudzą łaskę, infantylni. I pomarszczeni na twarzy. Zauważył pan, że wszystkie noworodki mają zmarszczki? Tylko te ich się rozprostowują, a starzy ludzie umierają brzydcy.
| „Brzydcy ludzie” Żaneta Pawlik
Wiedziałam, że przeczytam tę książkę, jeszcze zanim poznałam jej tytuł i zanim jej zapowiedź pojawiła się na rynku książki. Dlaczego? Dlatego, że w czasie mojej rozmowy z Żanetą Pawlik, na pytanie o to, kiedy możemy się spodziewać kolejnej książki, Autorka odpowiedziała tak:
Aktualnie w procesie redakcyjnym są dwie książki. Zakładam, że jako pierwsza ukaże się historia pisana z perspektywy mężczyzny. To dla mnie coś nowego, w dodatku główny bohater jest starszym panem. A starość ma to do siebie, że bezlitośnie rozlicza przeszłość. Przyszłość zaś – jako taka – nie istnieje. To będzie powieść dla czytelników, którzy nie boją się rozmawiać o kwestiach ostatecznych. Mam nadzieję, że ukaże się jeszcze w tym roku.
Nie wiem, czy bardziej zaintrygowała mnie ta narracja z perspektywy mężczyzny, czy temat starości jako główny motyw powieści. W każdym razie wyczekiwałam zarówno zapowiedzi, jak i samej premiery, ale jak już pojawiła się książka, w mojej głowie pojawiło się pytanie: brzydcy ludzie, czyli kto? Oczywiście opis publikacji rozwiał moje wątpliwości i w myślach gratulowałam Żanecie wyboru tytułu, bo – przez tę swoją nieoczywistość na pierwszy rzut oka – stał się jeszcze ciekawszy.
Henryk Bocianowski, czyli główny bohater książki, jest osiemdziesięcioletnim wdowcem, który nosi w sobie pewien dysonans. Otóż… Sprawności umysłowej, poczucia humoru, a nawet chęci do tańca można by mu pozazdrościć, ale niestety, bohater wyraźnie czuje, że jego ciało jest już mocno zmęczone życiem, a związane z tym fizyczne ograniczenia bardzo go uwierają.
Jeśli człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, to Henryk obudził się jako dwudziestolatek, a do wieczora przybyło mu góra dziesięć. Na wszelki wypadek nie przyglądał się własnemu odbiciu w lustrze zbyt pieczołowicie.
Natomiast Gertruda, córka Henryka, robi wszystko, by opiekować się ojcem zawsze i wszędzie, nawet kosztem własnego małżeństwa i córki. Generalnie rodzina Trudy to też ciekawa sprawa, bo mieszka ona z mężem (Andrzej), córką Jagną, córką męża z pierwszego małżeństwa (Sabiną) i jej kilkuletnim synem Alanem (wnukiem Andrzeja). Sabina z dzieckiem została wyrzucona przez matkę z domu, a nie mając gdzie się podziać, w akcie desperacji zadzwoniła do ojca, który nigdy nie wykazywał większego zainteresowania starszą córką. Inna sprawa, że w trakcie lektury poznałam też tę drugą stronę zdarzenia i nieco inne przyczyny wyprowadzki. Możecie więc sobie wyobrazić atmosferę panującą w domu Ratajczaków… Wisienką na torcie tego wszystkiego jest Henryk, który choć mieszka we własnym mieszkaniu, to kontakty z córką ma dość częste, bo, jak już wspomniałam wcześniej, ta czujnie krąży w pobliżu ojca. Zawsze jest w gotowości, by przyjść z odsieczą, gdyby pojawiły się problemy. Henryk i Andrzej, delikatnie mówiąc, się nie trawią, ale przychodzi taki moment, kiedy muszą spędzić dłuższy czas pod jednym dachem. I wtedy robi się jeszcze ciekawiej.
Rozumiałam Gertrudę i jej obawy o ojca oraz jednocześnie akceptowałam postawę Henryka z tą całą jego zaciętością pod tytułem: „JA SAM!”. Wiem, że nie chciał być traktowany jak dziecko. A prezent, który dostał na osiemdziesiąte urodziny, był mocno nietrafiony i nie dziwię się, że staruszek się bardzo zdenerwował, żeby nie powiedzieć wkur… Gdybym była na jego miejscu, poczułabym się tak samo rozczarowana, zła i pewnie również zawiedziona. Bocianowski wywoływał u mnie bardzo ciepłe uczucia, a jego poczucie humoru względem mijającego czasu i ogólnie starości było doprawdy rozbrajające.
Pot Henryka był kwaśny, ale świeży. Do tego zmienił koszulę, czego nie można powiedzieć o niektórych żałobnikach. Rząd przed nimi siedziały ufryzowane kobieciny w odświętnych sukienkach, które, Heniek dałby sobie rękę uciąć, po powrocie do domu odwieszą do szafy. Po co prać, jak czyste, raz włożone. Wody szkoda, prądu, czarny kolor szybko blaknie. Trzeba trzymać w gotowości, koleżanki już niemłode. W takich chwilach zazdrościł nieboszczykowi szczelnej trumny. Może i sądem ostatecznym musiał się przejmować, letnim smrodem pod pachami już nie.
„Brzydcy ludzie” to książka, która trąca bardzo niewygodną nutę w duszy czytelnika. Rezonuje obrazami, o których wolelibyśmy nie myśleć, które spychamy gdzieś na samo dno umysłu i szczelnie zamykamy w szufladce z napisem „nie dotyczy”. Tymczasem starość to etap życia, który dogoni każdego. I bez względu na to, czy będzie wiązał się ze zorganizowaniem opieki nad bliską osobą, czy dotknie nas samych, trzeba o nim rozmawiać, powoli oswajać temat. Może gdyby Bocianowski wcześniej zaczął rozmowy z córką o swoim coraz bardziej zaawansowanym wieku, uświadomił jej, że nie wymaga chorobliwej nadopiekuńczości, jasno określił granice pomagania… Może wtedy życie obojga wyglądałoby zupełnie inaczej. Jednocześnie odniosłam wrażenie, że Truda w pewnym sensie traktuje starość jak chorobę, którą można wyleczyć. Rozumiem, że chciałaby maksymalnie wydłużyć ojcu życie i interweniować zawsze, gdy potencjalnie sam może stać się dla siebie zagrożeniem. Ale te wszystkie narzucane mu ograniczenia i stawianie go przed faktem dokonanym okrutnie frustrowały zarówno Henryka, jak i mnie. Przecież to był człowiek dorosły, w pełni władz umysłowych, który przeżył kawał życia, i trudno się dziwić, że będąc w jesieni życia sprzeciwia się narzucanym mu ograniczeniom. W imię czego ma się na to zgadzać? Przecież życia znacząco mu to nie wydłuży. Nie podobało mi się, w jaki sposób Henryk był traktowany i choć zawsze staram się zrozumieć obie strony, tym razem Gertruda była tą bardziej irytującą bohaterką.
Fabuła książki skupia się nie tylko na losach bohaterów. W tle pojawia się również zagadka pewnego zdjęcia, która jeszcze bardziej przykuwa uwagę czytelnika. Dla mnie, jako osoby ze słabością do zagadek, był to dodatkowy atut całej historii i nawet fakt, że dość szybko domyśliłam się jej rozwiązania, nie miał wpływu na odbiór całej powieści. „Brzydcy ludzie” to tytuł, który niewątpliwie pozostaje w pamięci, zmusza do refleksji, analizy zachowania bohaterów. Duża w tym zasługa ich kreacji – są tak bardzo realni! Problemy, z którymi się borykają, decyzje, które muszą podejmować, wybory, które mają konsekwencje w przyszłości, są w pewnym sensie znane każdemu dorosłemu czytelnikowi.
Młodzi nie mają szacunku dla starszych. Więcej, szybciej, byle jak.
Brzydcy ludzie, prędzej czy później, pojawiają się w naszym otoczeniu i dlatego już teraz dobrze jest spojrzeć na życie oczami takiego osiemdziesięcioletniego Henryka. Ta zmiana perspektywy pozwala wiele zrozumieć, bo o ile trudno w takim wieku mówić o jako takiej przyszłości, o tyle teraźniejszość odbiera się zupełnie inaczej, niż widzą ją ludzie młodsi. Bardzo polecam, czytajcie!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: ŻANETA PAWLIK
| tytuł: BRZYDCY LUDZIE
| premiera: 21.01.2025
| wydawnictwo: ZYSK I S-KA
| liczba stron: 352
| gatunek: LITERATURA OBYCZAJOWA
*E-book „Brzydcy ludzie” przeczytałam w ramach abonamentu Legimi.

NAJNOWSZE NA BLOGU
Widzi pan, starzy ludzie robią się coraz bardziej podobni do dzieci. Tak samo nieporadni, zdani na cudzą łaskę, infantylni. I pomarszczeni na twarzy. Zauważył pan, że wszystkie noworodki mają zmarszczki? Tylko te ich się rozprostowują, a starzy ludzie umierają brzydcy.
| „Brzydcy ludzie” Żaneta Pawlik
Wiedziałam, że przeczytam tę książkę, jeszcze zanim poznałam jej tytuł i zanim jej zapowiedź pojawiła się na rynku książki. Dlaczego? Dlatego, że w czasie mojej rozmowy z Żanetą Pawlik, na pytanie o to, kiedy możemy się spodziewać kolejnej książki, Autorka odpowiedziała tak:
Aktualnie w procesie redakcyjnym są dwie książki. Zakładam, że jako pierwsza ukaże się historia pisana z perspektywy mężczyzny. To dla mnie coś nowego, w dodatku główny bohater jest starszym panem. A starość ma to do siebie, że bezlitośnie rozlicza przeszłość. Przyszłość zaś – jako taka – nie istnieje. To będzie powieść dla czytelników, którzy nie boją się rozmawiać o kwestiach ostatecznych. Mam nadzieję, że ukaże się jeszcze w tym roku.
Nie wiem, czy bardziej zaintrygowała mnie ta narracja z perspektywy mężczyzny, czy temat starości jako główny motyw powieści. W każdym razie wyczekiwałam zarówno zapowiedzi, jak i samej premiery, ale jak już pojawiła się książka, w mojej głowie pojawiło się pytanie: brzydcy ludzie, czyli kto? Oczywiście opis publikacji rozwiał moje wątpliwości i w myślach gratulowałam Żanecie wyboru tytułu, bo – przez tę swoją nieoczywistość na pierwszy rzut oka – stał się jeszcze ciekawszy.
Henryk Bocianowski, czyli główny bohater książki, jest osiemdziesięcioletnim wdowcem, który nosi w sobie pewien dysonans. Otóż… Sprawności umysłowej, poczucia humoru, a nawet chęci do tańca można by mu pozazdrościć, ale niestety, bohater wyraźnie czuje, że jego ciało jest już mocno zmęczone życiem, a związane z tym fizyczne ograniczenia bardzo go uwierają.
Jeśli człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, to Henryk obudził się jako dwudziestolatek, a do wieczora przybyło mu góra dziesięć. Na wszelki wypadek nie przyglądał się własnemu odbiciu w lustrze zbyt pieczołowicie.
Natomiast Gertruda, córka Henryka, robi wszystko, by opiekować się ojcem zawsze i wszędzie, nawet kosztem własnego małżeństwa i córki. Generalnie rodzina Trudy to też ciekawa sprawa, bo mieszka ona z mężem (Andrzej), córką Jagną, córką męża z pierwszego małżeństwa (Sabiną) i jej kilkuletnim synem Alanem (wnukiem Andrzeja). Sabina z dzieckiem została wyrzucona przez matkę z domu, a nie mając gdzie się podziać, w akcie desperacji zadzwoniła do ojca, który nigdy nie wykazywał większego zainteresowania starszą córką. Inna sprawa, że w trakcie lektury poznałam też tę drugą stronę zdarzenia i nieco inne przyczyny wyprowadzki. Możecie więc sobie wyobrazić atmosferę panującą w domu Ratajczaków… Wisienką na torcie tego wszystkiego jest Henryk, który choć mieszka we własnym mieszkaniu, to kontakty z córką ma dość częste, bo, jak już wspomniałam wcześniej, ta czujnie krąży w pobliżu ojca. Zawsze jest w gotowości, by przyjść z odsieczą, gdyby pojawiły się problemy. Henryk i Andrzej, delikatnie mówiąc, się nie trawią, ale przychodzi taki moment, kiedy muszą spędzić dłuższy czas pod jednym dachem. I wtedy robi się jeszcze ciekawiej.
Rozumiałam Gertrudę i jej obawy o ojca oraz jednocześnie akceptowałam postawę Henryka z tą całą jego zaciętością pod tytułem: „JA SAM!”. Wiem, że nie chciał być traktowany jak dziecko. A prezent, który dostał na osiemdziesiąte urodziny, był mocno nietrafiony i nie dziwię się, że staruszek się bardzo zdenerwował, żeby nie powiedzieć wkur… Gdybym była na jego miejscu, poczułabym się tak samo rozczarowana, zła i pewnie również zawiedziona. Bocianowski wywoływał u mnie bardzo ciepłe uczucia, a jego poczucie humoru względem mijającego czasu i ogólnie starości było doprawdy rozbrajające.
Pot Henryka był kwaśny, ale świeży. Do tego zmienił koszulę, czego nie można powiedzieć o niektórych żałobnikach. Rząd przed nimi siedziały ufryzowane kobieciny w odświętnych sukienkach, które, Heniek dałby sobie rękę uciąć, po powrocie do domu odwieszą do szafy. Po co prać, jak czyste, raz włożone. Wody szkoda, prądu, czarny kolor szybko blaknie. Trzeba trzymać w gotowości, koleżanki już niemłode. W takich chwilach zazdrościł nieboszczykowi szczelnej trumny. Może i sądem ostatecznym musiał się przejmować, letnim smrodem pod pachami już nie.
„Brzydcy ludzie” to książka, która trąca bardzo niewygodną nutę w duszy czytelnika. Rezonuje obrazami, o których wolelibyśmy nie myśleć, które spychamy gdzieś na samo dno umysłu i szczelnie zamykamy w szufladce z napisem „nie dotyczy”. Tymczasem starość to etap życia, który dogoni każdego. I bez względu na to, czy będzie wiązał się ze zorganizowaniem opieki nad bliską osobą, czy dotknie nas samych, trzeba o nim rozmawiać, powoli oswajać temat. Może gdyby Bocianowski wcześniej zaczął rozmowy z córką o swoim coraz bardziej zaawansowanym wieku, uświadomił jej, że nie wymaga chorobliwej nadopiekuńczości, jasno określił granice pomagania… Może wtedy życie obojga wyglądałoby zupełnie inaczej. Jednocześnie odniosłam wrażenie, że Truda w pewnym sensie traktuje starość jak chorobę, którą można wyleczyć. Rozumiem, że chciałaby maksymalnie wydłużyć ojcu życie i interweniować zawsze, gdy potencjalnie sam może stać się dla siebie zagrożeniem. Ale te wszystkie narzucane mu ograniczenia i stawianie go przed faktem dokonanym okrutnie frustrowały zarówno Henryka, jak i mnie. Przecież to był człowiek dorosły, w pełni władz umysłowych, który przeżył kawał życia, i trudno się dziwić, że będąc w jesieni życia sprzeciwia się narzucanym mu ograniczeniom. W imię czego ma się na to zgadzać? Przecież życia znacząco mu to nie wydłuży. Nie podobało mi się, w jaki sposób Henryk był traktowany i choć zawsze staram się zrozumieć obie strony, tym razem Gertruda była tą bardziej irytującą bohaterką.
Fabuła książki skupia się nie tylko na losach bohaterów. W tle pojawia się również zagadka pewnego zdjęcia, która jeszcze bardziej przykuwa uwagę czytelnika. Dla mnie, jako osoby ze słabością do zagadek, był to dodatkowy atut całej historii i nawet fakt, że dość szybko domyśliłam się jej rozwiązania, nie miał wpływu na odbiór całej powieści. „Brzydcy ludzie” to tytuł, który niewątpliwie pozostaje w pamięci, zmusza do refleksji, analizy zachowania bohaterów. Duża w tym zasługa ich kreacji – są tak bardzo realni! Problemy, z którymi się borykają, decyzje, które muszą podejmować, wybory, które mają konsekwencje w przyszłości, są w pewnym sensie znane każdemu dorosłemu czytelnikowi.
Młodzi nie mają szacunku dla starszych. Więcej, szybciej, byle jak.
Brzydcy ludzie, prędzej czy później, pojawiają się w naszym otoczeniu i dlatego już teraz dobrze jest spojrzeć na życie oczami takiego osiemdziesięcioletniego Henryka. Ta zmiana perspektywy pozwala wiele zrozumieć, bo o ile trudno w takim wieku mówić o jako takiej przyszłości, o tyle teraźniejszość odbiera się zupełnie inaczej, niż widzą ją ludzie młodsi. Bardzo polecam, czytajcie!
_
korekta tekstu: Anna Fathi
Wydawnicze szczegóły książki:
| autorka: ŻANETA PAWLIK
| tytuł: BRZYDCY LUDZIE
| premiera: 21.01.2025
| wydawnictwo: ZYSK I S-KA
| liczba stron: 352
| gatunek: LITERATURA OBYCZAJOWA
*E-book „Brzydcy ludzie” przeczytałam w ramach abonamentu Legimi.
Chcesz coś dodać? Pisz śmiało!
O MNIE
Z wykształcenia „pani od marketingu”, z pasji – promotorka literatury i czytelnictwa. Wrażliwa na historie, które czule opowiadają o ludziach i życiu, z wyjątkową słabością do inteligentnych kryminalnych zagadek. Stale poszukująca nowych tytułów, które zawróciłyby jej w głowie. Jeszcze się nie zdarzyło, by żałowała nocy zarwanej dla dobrej książki.